czwartek, 28 czerwca 2012

Ostatni szczęśliwy dzień z ojcem i plan zemsty.


Długo mnie nie było, ale nie dlatego, że nie miałam czasu. Nie było mnie, bo nie miałam ochoty wchodzić na blogosfere. Zamknęłam się we własnym świecie. Swoje myśli i smutki zostawiłam sobie. Ale teraz chce się z wami podzielić tym co się wydarzyło, ponieważ prawdopodobnie to odciśnie się na mojej przyszłości.
Jakieś dwa tygodnie temu albo dalej w mym mieście był mecz Chorwacja-Irlandia. Nie interesuje się meczami. Całe to EURO traktuje jak nieważny element mojego życia. Nie obejrzałam ani jednego meczu. Możecie mi uwierzyć :). Ten mecz był w niedziele. Ojciec chciał zobaczyć strefę kibica przed meczem oczywiście. Przyszedł do mojego pokoju i się spytał czy ktoś z nim jedzie. Ja mam to w zwyczaju, że jeśli ktoś wyciąga do mnie rękę staram się ją chwycić. Siostra nie była skora, ale ja chciałam spędzić czas z ojcem. Pojechaliśmy we trzech. Ja, tata i mały braciszek (ten 18-letni). Wyjechaliśmy rano tak ok. 10 – 11. Zaparkowaliśmy dosyć daleko, bo bliżej mogło już nie być miejsca. Kierowaliśmy się na plac wolności, tam była jedna ze stref kibica. Po drodze mijaliśmy Stary Rynek. Było pełno kibiców Chorwacji i trochę Irlandii. Pełno ludzi. Dawno nie widziałam takich tłumów. Przechodząc przez Rynek czuło się niesamowitą atmosferę. Radość, śmiech i szczęście. Ludzie, których kompletnie nie znałam wywoływali uśmiech na twarzy. To było piękne. Strefy kibica nie zobaczyliśmy z bliska, ponieważ otwierali ją od 13. Niestety. Tata był zawiedziony, bo chciał przejść się po tej strefie. Ja zerknęłam przez kraty, którymi ta strefa była otoczona. Niezbyt mnie to zachwyciło, spodziewałam się czegoś lepszego. Z bratem uznaliśmy, że możemy wracać do domu, w końcu cel został osiągnięty, zobaczyliśmy strefę kibica. Jednak tata miał inne plany, postanowił pospacerować sobie wokół rynku. A na Rynku było coraz więcej ludzi. Obeszliśmy Ratusz, minęliśmy pręgierz i zobaczyliśmy kibiców Chorwacji wspinających się na fontannę. Założyli flagę na fontannie, z samochodu, który wjechał puścili muzykę. Pełno Chorwatów śpiewało wspólnie. A ja ze wzruszeniem patrzyłam na wspaniałych kibiców. A potem rozłożyli ogromną flagę. Wszyscy jej złapali, śpiewali piosenki, aż chciało się samemu przyłączyć. Tak żałowałam, że słów nie znałam. To było magiczne. Czułam się wspaniale i chciałam te chwilę zachować wiecznie. Te uczucie szczęścia. Radość mnie rozpierała. Nawet Polacy się przyłączyli.
Wieczorem zaś tego samego dnia był koncert Wilków, których uwielbiam słuchać. Znaczy się piosenek z ich pierwszej płyty, bo reszty nie znam. Przez Stary Rynek ledwo dało się przecisnąć. Pełno Irlandczyków i Chorwatów. Śpiewy i wesoły nastrój. Lało się piwo. Chorwaci śpiewali, Irlandczycy śpiewali. Wszyscy śpiewali :D. Tego po prostu nie da się opisać ;). Trzeba było tam być.
Tak to był piękny dzień. A teraz o tym złym dniu wspomnę.

Zostałam zaproszona na imieniny koleżanki siostry. Rodzice tego samego dnia jechali na poprawiny do kolegi, a brat na jakąśtamzkolei imprezę. Tak oto stałam się kierowcą rodziców, ponieważ mój brat nie mógł prowadzić. Zawiozłam ich na imprezę, totalnie spóźniona na swoją własną. Byłam zirytowana ich postępowaniem. Spóźniłam się na imprezę 2 godziny. Dobrze się bawiłam. Przywiozłam swoje gry (planszowe, opisze je kiedy indziej) i zabawa była przednia. Kupa śmiechu i żartów. Tak jak to powinno być na imprezach. Ok. 22 poszliśmy odprowadzić koleżankę na przystanek. Reszta chciała zostać na noc, łącznie ze mną. Na przystanku, kiedy żegnałyśmy koleżankę zadzwonili rodzice, żeby po nich przyjechać za kilka minut. Dla mnie to było nierealne do zrobienia, ponieważ: nie byłam blisko samochodu musiałam najpierw dojść, nie mogłam tak po prostu sobie pójść mówiąc tylko cześć, droga z tej imprezy na poprawiny zajmowała min 30 min. Nie wiem co sobie rodzice myśleli, ale ruszyłam dopiero po 30 min od telefonu. I tak w sumie wywiązała się nie miła sytuacja. Wracała z nami koleżanka. Oczywiście moim zwyczajem pobłądziliśmy, to norma. Jak przyjechałam prawie wszyscy byli pijani. Zapaliła mi się czerwona lampka, ale zignorowałam ją. Z przodu siedziały dziewczyny (moja siostra i koleżanka). Reszta z tył. Ruszyliśmy. Gdybym jechała tą trasą, którą przyjechałam być może do niczego by nie doszło i szczęśliwie dojechaliśmy by do domu. Dojechaliśmy, ale już nie tak szczęśliwie.
W pewnym momencie kazali mi skręcić. I powiedzieli to tuż przed zakrętem. Żeby skręcić musiałabym ostro hamować, a za mną jechały samochody. Pojechałam prosto. Już zaczęły się pretensje. Potem znowu nie skręciłam, ale nie widziałam skrętu. Ojciec był wściekły i coś tam gadał. Ja miałam stalowe nerwy, więc prowadziłam dalej, od czasu do czasu odpyskowując. Było ciemno. Potem już jechałam 50 km na godzinę, tak na wszelki wypadek, gdyby znowu przypomniało im się o zakręcie. Odwiozłam kolegę taty pod dom prawie. Kolega dał mi wskazówki jak jechać dalej, ale oczywiście ojciec chciał inaczej. Nawigacja ojca doprowadziła nas w jakieś miejsce gdzie nie było znaków i w ogóle nie wiadomo gdzie to było. Po drodze ojciec wrzeszcząc chciał wyjść i takie tam. Gorzej niż dziecko. W końcu zdenerwowałam się i nakazałam dziewczynom mnie prowadzić, bo ojcu już nie ufałam. Udało nam się powrócić na jaką tam trasę. Tata był spokojniejszy, spokojniejszy, ale nie spokojny. Odwiozłam go pod dom i bez słowa weszliśmy do swoich pokoi. Wtedy jeszcze panowałam nad sobą. Wróciłam do domu ok. 2 rano. Błądziliśmy ok. 2 godz.
Tego samego dnia znowu miałam być kierowcą. Odmówiłam, jednak kiedy spojrzałam na mamę zgodziłam się. Dla mamy zrobię wszystko, a jej zależało, żeby odwiedzić babcię. Ja wiedziałam, że to się źle skończy. No i miałam rację. Kazali mi jechać 160 km po wcześniejszym błądzeniu. Byłam zmęczona, wiedziałam, no po prostu wiedziałam, że będę źle prowadzić. Prawo jazdy mam od roku, nie wytrzymuję tak długich tras po długiej trasie. Już miałam przejechane 200 km. I miałam przejechać kolejne tyle. Ale zgodziłam się… Przez pierwszą godzinę było ok. Potem zaczęły się schody. Ojciec coś krzyczał, samochód wolno startował. Z każdym krzykiem prowadziłam coraz gorzej. Moja cierpliwość i opanowanie zaczynały pękać. Trzymałam się jeszcze. Kiedy byliśmy blisko. Jakieś 30 min drogi do końca.. zaczęło się piekło. Już nie widziałam dobrze, bolały mnie oczy, dlatego zwolniłam do 50km/h. Już słyszałam krzyk ojca żeby przyspieszyć, lecz ja nie miałam zamiaru jechać szybko, ledwo widziałam. Oczy mnie bolały. A potem pękło moje opanowanie. Poleciały łzy i nie mogłam się uspokoić. Powinnam się zatrzymać, ale wiedziałam że jak wysiądę z samochodu, nie wsiądę do niego powrotem. Prowadziłam wolno, łzy spływały mi po twarzy. Ledwo widziałam drogę. Ojciec w pewnym momencie zirytowany moją jazdą chciał wysiąść, a ja jechałam dalej, gdyby wyskoczył, nie zatrzymałabym się. Dojechałam na miejsce. Wszyscy wyszli oprócz mnie. Ja rozpłakałam się na dobre. Nie płaczę, rzadko kiedy mi się to zdarza. Łzy zostawiam dzieciom. Ja miałam być silna i miałam być wsparciem dla rodziny. Mój własny ojciec doprowadził mnie do płaczu… mnie, która miała za nic słowa obelg, którą ciężko było doprowadzić do płaczu…
Nie wiem czy ktoś pamięta, ale pisałam, ze nie potrafię wybaczać. I tak samo jest w tym przypadku. Ja nie wybaczę tego czynu. Zapamiętam i będę się mścić. Należę do osób bardzo mściwych. Zemsta nie popłaca…ale w tym przypadku popłaci. Moją zemstą jest to, że już nie będę kierowcą, że ojciec, nie będzie mógł pić i to ja będę piła. A ponieważ ja się nie upijam, wyjdzie to na dobre dla naszej rodziny. Ale postaram się już nigdy więcej nie być kierowcą mojego ojca. Dla mnie stał się człowiekiem, który tylko daje mi pieniądze, kiedy mam kiepską sytuację, ale to i tak za namową mamy. Ja skreślam go z mojego życia osobistego, wymazuje wszelkie emocje, te negatywne i te pozytywne. Pozostawię obojętność. A za rok wyprowadzam się i postaram już nie wchodzić mu w drogę. Może i zachowanie dzieciaka, ale tak naprawdę … mój ojciec nie potrafi kochać. Okłamywałam się, że to nieprawda. Jak się wyprowadzę to w końcu spełnię oczekiwanie mojego ojca. On już nie chce mnie w swoim domu. Wiele razy mi to wypomniał, że już powinnam być mężatką i mieć dzieci. Ale on mnie nie zobaczy na ślubnym kobiercu.
I tyle się u mnie działo. Były pomniejsze zdarzenia, o których teraz nie wspomnę. To wydarzenie odcisnęło się na mojej psychice i pogłębiło mój stan zamkniętego umysłu. Ale powracam na blogosferę, bo tęskniłam za wami. Pozdrawiam :)

80 komentarzy:

  1. Mój ojciec czasami też nie jest idealny. To chyba przez pracę. Lecz czasami nie da rady wybaczyć. Rodziny się nie wybiera.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tym się różnię od większości społeczeństwa. Ja nie wybaczam, bo nie potrafię. I nie zależy mi na wybaczeniu.

      Usuń
    2. Ale wydaje mi się, że czasami warto. Tak dla spokoju.

      Usuń
    3. Heh. Dla mnie spokojem jest jak skreślam człowieka i nie daję mu drugiej szansy :). Ale tutaj tego uczynić nie mogę

      Usuń
    4. Głupio tak by było za parę lat, nie móc odezwać się do ojca. Twój ojciec zawsze taki był ?

      Usuń
    5. Kiedyś było lepiej. Ale z wiekiem jest coraz gorzej :/.

      Usuń
  2. Oj, mój Tata ma podobnie. Jak się wkurzy, to ja jestem bezużytecznym nikim, że żałuje, że w ogóle jestem, że po co ja mu, a na drugi dzień udaje, że nic się nie stało, i oczywiście znow na mnie fuka, jak mówię 'teraz taki kolega, a wczoraj wyzywać to co?".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jemu niestety pozostał taki nastrój. Wolałby żebym się wyprowadziła i w końcu "dorosła". Heh :/

      Usuń
    2. To nieciekawie. Czasami mam wrażenie że mnie nie chce, w ogóle, no wiesz.

      Usuń
    3. Heh. U mnie to nie jest wrażenie, niestety. Sam mi to powiedział i często to powtarza ;/

      Usuń
    4. U mnie dosadnie tego nie powiedział, bo obawiam się że mama już by sobie wtedy z nim dała spokój, i tego się obawia. W gruncie rzeczy nie jest złym facetem, dopóki się nie wnerwi.

      Usuń
    5. Mhmm. Moja mama za bardzo kocha ojca, żeby go opuścić. Ja ich rozdzielę. Zabiorę mamę od ojca, bo ją niszczy -.-

      Usuń
    6. Hah, no tak, a ja mam ledwo osiemnaście lat, więc nie mam ich gdzie wziąć, a w sumie rzeczywiście jakieś postępy są - dwa, trzy lata temu było gorzej.

      Usuń
    7. Zazdroszczę. U mnie coraz gorzej -.-

      Usuń
  3. W czasie wizyty opowiadałaś jaki jest Twój ojciec. Już wtedy pomyślałam, że nie zasługuje na żadne względy. Ta opowieść jedynie potwierdziła moje odczucia i bardzo mi przykro, że tak układa się między wami. Dobrze, że masz świetny kontakt z mamą i rodzeństwem, to bardzo cenne, budujące.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo budujące. Jak wspomniałam. Nadal mam plan zabrać mamę od taty. On wszystkich niszczy.
      Nie myślałam, że cię zobaczę w blogosferze. Koniec egzaminów? :3

      Usuń
    2. Zabierzesz mamę, rodzeństwo się usamodzielni, a on zostanie sam. Bardzo dobrze.

      Po... do czasu - szczegóły u mnie.

      Usuń
    3. Zabiorę. Ale planuję kupić chatkę na działce. Tak mi poradził kolega. Tanie w utrzymaniu i będę mogła się jakoś wybić :)
      Oki :D. Ja mam poprawki i seminarium...na temat seminarium napiszę bo to śmiesznie-żałosne ;)

      Usuń
    4. Chatka na działce? Przyjemnie brzmi... tak sielsko - anielsko :D

      Większość rzeczy na polskich uczelniach takich jest, coraz mniej absurdów mnie dziwi :P

      Usuń
    5. Mhmm. Pomysł Małego Filozofa :).
      Niestety. Teraz liczy się kasa nie studenci :/

      Usuń
    6. Założę się, że ma mnóstwo fajnych koncepcji, bo niebanalny z niego człowiek :D

      Dokładnie. Co gorsza, także na uczelniach publicznych, które powinny być tego zaprzeczeniem.

      Usuń
    7. Hehe. Jak to przysłało na małego filozofa :)

      Usuń
    8. Chciałabym z nim kiedyś pogadać :)

      Usuń
    9. XD. Mogę go namówić, żeby się do ciebie odezwał. Często bywa na facebooku. Nie to co ja, która tam zagląda raz na miesiąć albo rzadziej :D

      Usuń
    10. Jakby chciał, chętnie, ale oczywiście nic na siłę :) Na fejsa zaglądałam dość często, bo to najlepszy sposób na komunikację z innymi studentami. Teraz pewnie spasuję :P

      Usuń
    11. Hehe. Mnie do tej pory nikt nie przekonał do facebooka :D. To go poinformuję :D

      Usuń
    12. Fejs nie jest taki zły, kiedy się z niego mądrze korzysta :D

      Usuń
    13. hehe. Ja nie korzystam wcale. To mądre czy niemądre podejście ? :D

      Usuń
    14. Jakby się nad tym zastanowić, w sumie mądre, Lepiej nie korzystać w ogóle niż głupio :P

      Usuń
    15. też racja XD. Jakie mądre podejście profesorze :>

      Usuń
    16. Udało mi się pomyśleć :D jestem z siebie dumna!

      Usuń
    17. Ależ to naprawdę osiągnięcie, bo ten upał roztapia mój mózg ^^

      Usuń
    18. No w to ja nie wątpię ^.^. Tobie się mózg roztapia? Ja cała się roztapiam XD

      Usuń
    19. Ja też po całości, ale ubytki w mózgu odczuwam najdotkliwiej xD

      Usuń
    20. "Kiedy rozumu brak, ziemię ogarnia mrok..." :D

      Usuń
    21. czyli już panuje mrok :)

      Usuń
    22. Cofamy się do mroków średniowiecza :P

      Usuń
    23. hehe. W średniowieczu były jakieśtam zasady XD. Tutaj jest gorzej :D

      Usuń
  4. Ja bym najprawdopodobniej nie wytrzymała. Zatrzymałabym się, kazała wysiąść i ewentualnie bym się go grzecznie zapytała czy ma jak wrócić. Przy braku współpracy po prostu zostawiłabym go na jakimś pustkowiu i tyle. Przebywanie przy jakichkolwiek negatywnych osobach może zniszczyć nas psychicznie i fizycznie. Natomiast tak być nie może.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałam tak zrobić, uwierz mi, że chciałam. Ale mama go kocha i tego bym jej nie zrobiła.
      Bo ja gdybym go zostawiła, nie obchodziło by mnie czy wróci. Lecz mamę obchodzi, a jej uczucia są dla mnie ważne ;)

      Usuń
    2. Beznadziejna sytuacja. Dla ciebie jak i dla twojej mamy. Pewnie widzi jak bardzo on Cię skrzywdził tylko nie może nic zrobić. Naprawdę nie dało się tego jakoś inaczej rozegrać aby ktoś inny siedział za kółkiem?

      No nic. Ale ja mimo wszytko jestem za wybaczaniem. Jeżeli z biegiem czasu będziesz potrafiła to zrób to. Naprawdę spróbuj. Mam pewną zaległą sprawę jeszcze z dzieciństwa, taki wyrzut do mojej matki. Chętnie bym jej go wybaczyła ale nie mogę się on ode mnie odczepić, głęboko tkwi w podświadomości. I do teraz mnie czasami tak bardzo męczy, że płaczę przez niego. Gdybym potrafiła wybaczyć pewnie teraz inaczej wyglądałoby moje życie. Wybaczanie jest potrzebne. chociażby dla samego spokoju psychicznego.

      Usuń
    3. Niestety tylko ja mogłam być za kółkiem. Reszta albo miała alkohol we krwi lub brak prawo jazdy. Tylko ja byłam sprawnym kierowcom.

      Wiem, że wybaczenie jest potrzebne i pewnie mu wybaczę za te kilka lat po narodzeniu dziecka. Bo do narodzin postaram się, żeby nie był on w moim życiu osobistym w ogóle. Nie życzę go sobie tam.

      Usuń
    4. No i dobrze. Lepiej okryć go maską obojętności i nie spotykać się z nim. Byle tylko nie zatracić się w nienawiści. Negatywne osoby z życia powinno się eliminować tak aby nie został po nich żaden ślad, szczególnie na psychice. ;)

      Usuń
    5. Niestety nadal z nim mieszkam, a wyprowadzam się dopiero za rok, wcześniej mi się nie opłaca. Najpierw chcę skończyć magisterkę :)

      Usuń
  5. Najpierw pierwszy wątek - zazdroszczę, że mieszkasz w dużym mieście u mnie oczywiści kibiców żadnych nie było (tych obcokrajowców), chociaż się może łudziłam, że się jacyś przewiną, mieszkam na zachodzie, więc może by jacyś "przejeżdżali", no ale można pomarzyć. OGlądałam trochę mecze Polski, ale później już zaczęło mnie to nudzić, może obejrzę jeszcze finał :)
    Co do ojca - nie znam dokładnych relacji między wami, z tego tekstu można wywnioskować, że jest po prostu nerwowy, do tego lekko wstawiony, no ale wydaje mi się, że Twoje zamknięcie nie jest spowodowane jedynie tą sytuacją. Ja też nie mam za dobrych relacji z ojcem, niby ok, ale czasem jak krzyknie (oczywiście o byle co i nie widzi, że mam 18 lat a nie 10), to mam ochotę się wyprowadzić. Może jak wyprowadzisz się to będzie lepiej, będziesz go widzieć czasem, a nie będzie tak działał na nerwy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe. Mieszkanie na zachodzie ma swoje własne uroki ;).

      Co do ojca... nie wypowiadam się. Bo nie ufam już jego uczuciom. On patrzy na to jak inni na mnie patrzą. Nie patrzy na mnie, że na mnie. I ten opis i tak złagodziłam. W realu było znacznie gorzej :/. Ja nigdy nie spełnie oczekiwań mojego taty...on patrzy tak jak patrzy na mnie rodzina. A ona nie akceptuje mojego stylu bycia. Niestety

      Usuń
    2. Oj przykro mi... Trzeba być sobą, a jeśli oni tego nie akceptują, to nic nie można zrobić. Przecież nie podporządkujesz się, żeby lepiej na Ciebie patrzyli.

      Usuń
    3. Nigdy im się nie podporządkuję. Wolę zerwać kontakt niż być taka jak oni chcą. Wtedy byłabym pustym człowiekiem, a tego nie chcę :)

      Usuń
  6. Ja mam cholernie ciężkie relacje z ojcem. Cieszę się, że widuję się z nim tylko razz na 2 tygodnie, czasami rzadziej..
    Tylko uważaj, byś tą zemstą sobie nie zniszczyła spokoju w życiu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja zemsta jest zimna jak lód. A lód bywa spokojny. Więc będę spokojna ;)

      Usuń
    2. Oby. Masz jeszcze tyle przed sobą i konflikt z ojcem nie powinien Ci niczego zniszczyć.

      Usuń
    3. Nie zniszczy, mnie to mobilizuje do działania, ale innego niż by się ojciec mógł spodziewać :3

      Usuń
    4. A czego on może się takiego spodziewać? ;)

      Usuń
    5. Że będę go odwiedzać tak często, jak on odwiedza swoich rodziców ;). Na to może nie liczyć :)

      Usuń
    6. Mój ojciec na tyle się nie usamodzielnił, że nadal z matką mieszka (bo dziadek już nie żyje), a ja wiem, że jak po ukończeniu liceum opuszczę swoje rodzinne miasteczko, to nasz kontakt praktycznie urwie się całkowicie.

      Usuń
    7. Ja na studiach i jeszcze z nim mieszkam. Czekam tylko na moją siostrę i ukończenie magisterki :D. I ziuup z domu :D

      Usuń
    8. W mojej dziurze nie ma uczelni, więc tak czy siak muszę wybyć, nawet, gdy nie dostane się na jakiś zaplanowany kierunek, bo pracy trzeba będzie szukać.
      No, to w końcu poczujesz tę wolność ;)

      Usuń
    9. Hehe. Ja mieszkam w dużym mieście. Choć czasem żałuję ze miasta nie zmieniłam. Ale za bardzo kocham Poznań, żeby się wyprowadzić :)

      Usuń
    10. Hm... Poznań znam jedynie z nocnych widoków, kiedy przejeżdżam obok tego miasta, gdy co roku jeżdżę nad Bałtyk.
      Ale zawsze chciałam znaleźć się na poznańskim rynku :)

      Usuń
    11. To wpadnij, chętnie cię oprowadzę ;)

      Usuń
    12. Myślę, że jak już skończę za rok 18 lat to nie będzie żadnego problemu z odwiedzeniem tego miasta ;)

      Usuń
    13. ;) pewnie jeszcze będę musiała zdać na prawo jazdy :p

      Usuń
    14. oj tam, to po drodze XD

      Usuń
    15. Tak, Muti już mnie do tego zagania mówiąc, że `im szybciej, tym lepiej` ;P

      Usuń
    16. Też tak sądzę. Nie wiem tylko czy pogodzę kursy z nauką do matury. Znaczy się, teorię chyba będę mogła już zaliczać, gdy rocznikowo będę miała 18 lat, ale jazdy będą musiały poczekać ;)

      Usuń
    17. oj tam. Dasz radę. Ja dałam chodzić na jazdy i do egzaminów na studiach się uczyć, więc też podołasz :)

      Usuń
  7. Wybacz mi słownictwo, ale- posrana sytuacja. Nie mam właściwie nic do dodania po tym, co przeczytałam w twoim wpisie.
    Mój ojciec pił tyle lat, że myślałam, iż nigdy się z nim nie pogodzę. Jednak nie można mu odmówić, że zawsze był dobrym tatą i takim też jest teraz. Mam bliskie relacje z rodziną. Jednak jest okropnym despotą. Jest coś gorszego, niż ojciec- despota?

    A'propos ślubnego kobierca- mój dowiedział się ostatnio (nie wiedziałam, że nie wie!), że jestem ateistką i jak będę miała dzieci nie mam zamiaru ich chrzcić. Powiedział mi wtedy, że ma nadzieję, że nie doczeka się wnuków ode mnie! Nie zapomnę mu tego. : /

    Rozumiem twoją złość. Niektórych sytuacji nie da się zapomnieć i wybaczyć tak po prostu. A już zwłaszcza, gdy ta druga strona nawet nie okazuje dobrej woli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe. Takich słów się nie zapomina. Słowa najbardziej bolą.
      Wybaczyć, pewnie mu wybaczę, za te kilka lat. Teraz zbyt blisko jestem tego wulkanu.

      Usuń
  8. Ja bym wyszła i trzasnęła drzwiami. Jak się waćpanom nie podoba, to niech sami sobie jeżdżą, o! :) Prosto, zwięźle i na temat! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałam, naprawdę chciałam. Ale jednak kocham mamę, jej bym tego nie zrobiła. :)

      Usuń
    2. To waćpan wysiada, a mamusia jedzie ;D

      Usuń
    3. Mama się martwiła by o niego. Nie będę jej dodawać dodatkowego stresu :).

      Usuń
    4. Ech... i weź tu dogódź.

      Usuń