Długo mnie
nie było, ale nie dlatego, że nie miałam czasu. Nie było mnie, bo nie miałam
ochoty wchodzić na blogosfere. Zamknęłam się we własnym świecie. Swoje myśli i
smutki zostawiłam sobie. Ale teraz chce się z wami podzielić tym co się
wydarzyło, ponieważ prawdopodobnie to odciśnie się na mojej przyszłości.
Jakieś dwa
tygodnie temu albo dalej w mym mieście był mecz Chorwacja-Irlandia. Nie
interesuje się meczami. Całe to EURO traktuje jak nieważny element mojego
życia. Nie obejrzałam ani jednego meczu. Możecie mi uwierzyć :). Ten mecz był w
niedziele. Ojciec chciał zobaczyć strefę kibica przed meczem oczywiście.
Przyszedł do mojego pokoju i się spytał czy ktoś z nim jedzie. Ja mam to w
zwyczaju, że jeśli ktoś wyciąga do mnie rękę staram się ją chwycić. Siostra nie
była skora, ale ja chciałam spędzić czas z ojcem. Pojechaliśmy we trzech. Ja,
tata i mały braciszek (ten 18-letni). Wyjechaliśmy rano tak ok. 10 – 11.
Zaparkowaliśmy dosyć daleko, bo bliżej mogło już nie być miejsca. Kierowaliśmy
się na plac wolności, tam była jedna ze stref kibica. Po drodze mijaliśmy Stary
Rynek. Było pełno kibiców Chorwacji i trochę Irlandii. Pełno ludzi. Dawno nie
widziałam takich tłumów. Przechodząc przez Rynek czuło się niesamowitą
atmosferę. Radość, śmiech i szczęście. Ludzie, których kompletnie nie znałam
wywoływali uśmiech na twarzy. To było piękne. Strefy kibica nie zobaczyliśmy z
bliska, ponieważ otwierali ją od 13. Niestety. Tata był zawiedziony, bo chciał
przejść się po tej strefie. Ja zerknęłam przez kraty, którymi ta strefa była
otoczona. Niezbyt mnie to zachwyciło, spodziewałam się czegoś lepszego. Z
bratem uznaliśmy, że możemy wracać do domu, w końcu cel został osiągnięty,
zobaczyliśmy strefę kibica. Jednak tata miał inne plany, postanowił
pospacerować sobie wokół rynku. A na Rynku było coraz więcej ludzi. Obeszliśmy
Ratusz, minęliśmy pręgierz i zobaczyliśmy kibiców Chorwacji wspinających się na
fontannę. Założyli flagę na fontannie, z samochodu, który wjechał puścili
muzykę. Pełno Chorwatów śpiewało wspólnie. A ja ze wzruszeniem patrzyłam na
wspaniałych kibiców. A potem rozłożyli ogromną flagę. Wszyscy jej złapali,
śpiewali piosenki, aż chciało się samemu przyłączyć. Tak żałowałam, że słów nie
znałam. To było magiczne. Czułam się wspaniale i chciałam te chwilę zachować
wiecznie. Te uczucie szczęścia. Radość mnie rozpierała. Nawet Polacy się
przyłączyli.
Wieczorem
zaś tego samego dnia był koncert Wilków, których uwielbiam słuchać. Znaczy się
piosenek z ich pierwszej płyty, bo reszty nie znam. Przez Stary Rynek ledwo
dało się przecisnąć. Pełno Irlandczyków i Chorwatów. Śpiewy i wesoły nastrój.
Lało się piwo. Chorwaci śpiewali, Irlandczycy śpiewali. Wszyscy śpiewali :D.
Tego po prostu nie da się opisać ;). Trzeba było tam być.
Tak to był
piękny dzień. A teraz o tym złym dniu wspomnę.
Zostałam
zaproszona na imieniny koleżanki siostry. Rodzice tego samego dnia jechali na
poprawiny do kolegi, a brat na jakąśtamzkolei imprezę. Tak oto stałam się
kierowcą rodziców, ponieważ mój brat nie mógł prowadzić. Zawiozłam ich na
imprezę, totalnie spóźniona na swoją własną. Byłam zirytowana ich
postępowaniem. Spóźniłam się na imprezę 2 godziny. Dobrze się bawiłam.
Przywiozłam swoje gry (planszowe, opisze je kiedy indziej) i zabawa była
przednia. Kupa śmiechu i żartów. Tak jak to powinno być na imprezach. Ok. 22
poszliśmy odprowadzić koleżankę na przystanek. Reszta chciała zostać na noc, łącznie
ze mną. Na przystanku, kiedy żegnałyśmy koleżankę zadzwonili rodzice, żeby po
nich przyjechać za kilka minut. Dla mnie to było nierealne do zrobienia,
ponieważ: nie byłam blisko samochodu musiałam najpierw dojść, nie mogłam tak po
prostu sobie pójść mówiąc tylko cześć, droga z tej imprezy na poprawiny
zajmowała min 30 min. Nie wiem co sobie rodzice myśleli, ale ruszyłam dopiero
po 30 min od telefonu. I tak w sumie wywiązała się nie miła sytuacja. Wracała z
nami koleżanka. Oczywiście moim zwyczajem pobłądziliśmy, to norma. Jak
przyjechałam prawie wszyscy byli pijani. Zapaliła mi się czerwona lampka, ale
zignorowałam ją. Z przodu siedziały dziewczyny (moja siostra i koleżanka).
Reszta z tył. Ruszyliśmy. Gdybym jechała tą trasą, którą przyjechałam być może
do niczego by nie doszło i szczęśliwie dojechaliśmy by do domu. Dojechaliśmy,
ale już nie tak szczęśliwie.
W pewnym
momencie kazali mi skręcić. I powiedzieli to tuż przed zakrętem. Żeby skręcić
musiałabym ostro hamować, a za mną jechały samochody. Pojechałam prosto. Już
zaczęły się pretensje. Potem znowu nie skręciłam, ale nie widziałam skrętu.
Ojciec był wściekły i coś tam gadał. Ja miałam stalowe nerwy, więc prowadziłam
dalej, od czasu do czasu odpyskowując. Było ciemno. Potem już jechałam 50 km na
godzinę, tak na wszelki wypadek, gdyby znowu przypomniało im się o zakręcie.
Odwiozłam kolegę taty pod dom prawie. Kolega dał mi wskazówki jak jechać dalej,
ale oczywiście ojciec chciał inaczej. Nawigacja ojca doprowadziła nas w jakieś
miejsce gdzie nie było znaków i w ogóle nie wiadomo gdzie to było. Po drodze
ojciec wrzeszcząc chciał wyjść i takie tam. Gorzej niż dziecko. W końcu
zdenerwowałam się i nakazałam dziewczynom mnie prowadzić, bo ojcu już nie
ufałam. Udało nam się powrócić na jaką tam trasę. Tata był spokojniejszy,
spokojniejszy, ale nie spokojny. Odwiozłam go pod dom i bez słowa weszliśmy do
swoich pokoi. Wtedy jeszcze panowałam nad sobą. Wróciłam do domu ok. 2 rano.
Błądziliśmy ok. 2 godz.
Tego samego
dnia znowu miałam być kierowcą. Odmówiłam, jednak kiedy spojrzałam na mamę zgodziłam
się. Dla mamy zrobię wszystko, a jej zależało, żeby odwiedzić babcię. Ja
wiedziałam, że to się źle skończy. No i miałam rację. Kazali mi jechać 160 km
po wcześniejszym błądzeniu. Byłam zmęczona, wiedziałam, no po prostu
wiedziałam, że będę źle prowadzić. Prawo jazdy mam od roku, nie wytrzymuję tak
długich tras po długiej trasie. Już miałam przejechane 200 km. I miałam
przejechać kolejne tyle. Ale zgodziłam się… Przez pierwszą godzinę było ok.
Potem zaczęły się schody. Ojciec coś krzyczał, samochód wolno startował. Z
każdym krzykiem prowadziłam coraz gorzej. Moja cierpliwość i opanowanie
zaczynały pękać. Trzymałam się jeszcze. Kiedy byliśmy blisko. Jakieś 30 min
drogi do końca.. zaczęło się piekło. Już nie widziałam dobrze, bolały mnie
oczy, dlatego zwolniłam do 50km/h. Już słyszałam krzyk ojca żeby przyspieszyć,
lecz ja nie miałam zamiaru jechać szybko, ledwo widziałam. Oczy mnie bolały. A
potem pękło moje opanowanie. Poleciały łzy i nie mogłam się uspokoić. Powinnam
się zatrzymać, ale wiedziałam że jak wysiądę z samochodu, nie wsiądę do niego powrotem.
Prowadziłam wolno, łzy spływały mi po twarzy. Ledwo widziałam drogę. Ojciec w
pewnym momencie zirytowany moją jazdą chciał wysiąść, a ja jechałam dalej,
gdyby wyskoczył, nie zatrzymałabym się. Dojechałam na miejsce. Wszyscy wyszli
oprócz mnie. Ja rozpłakałam się na dobre. Nie płaczę, rzadko kiedy mi się to
zdarza. Łzy zostawiam dzieciom. Ja miałam być silna i miałam być wsparciem dla
rodziny. Mój własny ojciec doprowadził mnie do płaczu… mnie, która miała za nic
słowa obelg, którą ciężko było doprowadzić do płaczu…
Nie wiem czy
ktoś pamięta, ale pisałam, ze nie potrafię wybaczać. I tak samo jest w tym
przypadku. Ja nie wybaczę tego czynu. Zapamiętam i będę się mścić. Należę do
osób bardzo mściwych. Zemsta nie popłaca…ale w tym przypadku popłaci. Moją
zemstą jest to, że już nie będę kierowcą, że ojciec, nie będzie mógł pić i to
ja będę piła. A ponieważ ja się nie upijam, wyjdzie to na dobre dla naszej
rodziny. Ale postaram się już nigdy więcej nie być kierowcą mojego ojca. Dla
mnie stał się człowiekiem, który tylko daje mi pieniądze, kiedy mam kiepską
sytuację, ale to i tak za namową mamy. Ja skreślam go z mojego życia
osobistego, wymazuje wszelkie emocje, te negatywne i te pozytywne. Pozostawię
obojętność. A za rok wyprowadzam się i postaram już nie wchodzić mu w drogę.
Może i zachowanie dzieciaka, ale tak naprawdę … mój ojciec nie potrafi kochać.
Okłamywałam się, że to nieprawda. Jak się wyprowadzę to w końcu spełnię
oczekiwanie mojego ojca. On już nie chce mnie w swoim domu. Wiele razy mi to
wypomniał, że już powinnam być mężatką i mieć dzieci. Ale on mnie nie zobaczy na
ślubnym kobiercu.
I tyle się u
mnie działo. Były pomniejsze zdarzenia, o których teraz nie wspomnę. To
wydarzenie odcisnęło się na mojej psychice i pogłębiło mój stan zamkniętego
umysłu. Ale powracam na blogosferę, bo tęskniłam za wami. Pozdrawiam :)
Mój ojciec czasami też nie jest idealny. To chyba przez pracę. Lecz czasami nie da rady wybaczyć. Rodziny się nie wybiera.
OdpowiedzUsuńTym się różnię od większości społeczeństwa. Ja nie wybaczam, bo nie potrafię. I nie zależy mi na wybaczeniu.
UsuńAle wydaje mi się, że czasami warto. Tak dla spokoju.
UsuńHeh. Dla mnie spokojem jest jak skreślam człowieka i nie daję mu drugiej szansy :). Ale tutaj tego uczynić nie mogę
UsuńGłupio tak by było za parę lat, nie móc odezwać się do ojca. Twój ojciec zawsze taki był ?
UsuńKiedyś było lepiej. Ale z wiekiem jest coraz gorzej :/.
UsuńOj, mój Tata ma podobnie. Jak się wkurzy, to ja jestem bezużytecznym nikim, że żałuje, że w ogóle jestem, że po co ja mu, a na drugi dzień udaje, że nic się nie stało, i oczywiście znow na mnie fuka, jak mówię 'teraz taki kolega, a wczoraj wyzywać to co?".
OdpowiedzUsuńJemu niestety pozostał taki nastrój. Wolałby żebym się wyprowadziła i w końcu "dorosła". Heh :/
UsuńTo nieciekawie. Czasami mam wrażenie że mnie nie chce, w ogóle, no wiesz.
UsuńHeh. U mnie to nie jest wrażenie, niestety. Sam mi to powiedział i często to powtarza ;/
UsuńU mnie dosadnie tego nie powiedział, bo obawiam się że mama już by sobie wtedy z nim dała spokój, i tego się obawia. W gruncie rzeczy nie jest złym facetem, dopóki się nie wnerwi.
UsuńMhmm. Moja mama za bardzo kocha ojca, żeby go opuścić. Ja ich rozdzielę. Zabiorę mamę od ojca, bo ją niszczy -.-
UsuńHah, no tak, a ja mam ledwo osiemnaście lat, więc nie mam ich gdzie wziąć, a w sumie rzeczywiście jakieś postępy są - dwa, trzy lata temu było gorzej.
UsuńZazdroszczę. U mnie coraz gorzej -.-
UsuńW czasie wizyty opowiadałaś jaki jest Twój ojciec. Już wtedy pomyślałam, że nie zasługuje na żadne względy. Ta opowieść jedynie potwierdziła moje odczucia i bardzo mi przykro, że tak układa się między wami. Dobrze, że masz świetny kontakt z mamą i rodzeństwem, to bardzo cenne, budujące.
OdpowiedzUsuńBardzo budujące. Jak wspomniałam. Nadal mam plan zabrać mamę od taty. On wszystkich niszczy.
UsuńNie myślałam, że cię zobaczę w blogosferze. Koniec egzaminów? :3
Zabierzesz mamę, rodzeństwo się usamodzielni, a on zostanie sam. Bardzo dobrze.
UsuńPo... do czasu - szczegóły u mnie.
Zabiorę. Ale planuję kupić chatkę na działce. Tak mi poradził kolega. Tanie w utrzymaniu i będę mogła się jakoś wybić :)
UsuńOki :D. Ja mam poprawki i seminarium...na temat seminarium napiszę bo to śmiesznie-żałosne ;)
Chatka na działce? Przyjemnie brzmi... tak sielsko - anielsko :D
UsuńWiększość rzeczy na polskich uczelniach takich jest, coraz mniej absurdów mnie dziwi :P
Mhmm. Pomysł Małego Filozofa :).
UsuńNiestety. Teraz liczy się kasa nie studenci :/
Założę się, że ma mnóstwo fajnych koncepcji, bo niebanalny z niego człowiek :D
UsuńDokładnie. Co gorsza, także na uczelniach publicznych, które powinny być tego zaprzeczeniem.
Hehe. Jak to przysłało na małego filozofa :)
UsuńChciałabym z nim kiedyś pogadać :)
UsuńXD. Mogę go namówić, żeby się do ciebie odezwał. Często bywa na facebooku. Nie to co ja, która tam zagląda raz na miesiąć albo rzadziej :D
UsuńJakby chciał, chętnie, ale oczywiście nic na siłę :) Na fejsa zaglądałam dość często, bo to najlepszy sposób na komunikację z innymi studentami. Teraz pewnie spasuję :P
UsuńHehe. Mnie do tej pory nikt nie przekonał do facebooka :D. To go poinformuję :D
UsuńFejs nie jest taki zły, kiedy się z niego mądrze korzysta :D
Usuńhehe. Ja nie korzystam wcale. To mądre czy niemądre podejście ? :D
UsuńJakby się nad tym zastanowić, w sumie mądre, Lepiej nie korzystać w ogóle niż głupio :P
Usuńteż racja XD. Jakie mądre podejście profesorze :>
UsuńUdało mi się pomyśleć :D jestem z siebie dumna!
UsuńNo masz z czego :D
UsuńAleż to naprawdę osiągnięcie, bo ten upał roztapia mój mózg ^^
UsuńNo w to ja nie wątpię ^.^. Tobie się mózg roztapia? Ja cała się roztapiam XD
UsuńJa też po całości, ale ubytki w mózgu odczuwam najdotkliwiej xD
Usuńteż racja ;D
Usuń"Kiedy rozumu brak, ziemię ogarnia mrok..." :D
Usuńczyli już panuje mrok :)
UsuńA nawet ciemność :P
UsuńCzarna dziura XD
UsuńCofamy się do mroków średniowiecza :P
Usuńhehe. W średniowieczu były jakieśtam zasady XD. Tutaj jest gorzej :D
UsuńJa bym najprawdopodobniej nie wytrzymała. Zatrzymałabym się, kazała wysiąść i ewentualnie bym się go grzecznie zapytała czy ma jak wrócić. Przy braku współpracy po prostu zostawiłabym go na jakimś pustkowiu i tyle. Przebywanie przy jakichkolwiek negatywnych osobach może zniszczyć nas psychicznie i fizycznie. Natomiast tak być nie może.
OdpowiedzUsuńChciałam tak zrobić, uwierz mi, że chciałam. Ale mama go kocha i tego bym jej nie zrobiła.
UsuńBo ja gdybym go zostawiła, nie obchodziło by mnie czy wróci. Lecz mamę obchodzi, a jej uczucia są dla mnie ważne ;)
Beznadziejna sytuacja. Dla ciebie jak i dla twojej mamy. Pewnie widzi jak bardzo on Cię skrzywdził tylko nie może nic zrobić. Naprawdę nie dało się tego jakoś inaczej rozegrać aby ktoś inny siedział za kółkiem?
UsuńNo nic. Ale ja mimo wszytko jestem za wybaczaniem. Jeżeli z biegiem czasu będziesz potrafiła to zrób to. Naprawdę spróbuj. Mam pewną zaległą sprawę jeszcze z dzieciństwa, taki wyrzut do mojej matki. Chętnie bym jej go wybaczyła ale nie mogę się on ode mnie odczepić, głęboko tkwi w podświadomości. I do teraz mnie czasami tak bardzo męczy, że płaczę przez niego. Gdybym potrafiła wybaczyć pewnie teraz inaczej wyglądałoby moje życie. Wybaczanie jest potrzebne. chociażby dla samego spokoju psychicznego.
Niestety tylko ja mogłam być za kółkiem. Reszta albo miała alkohol we krwi lub brak prawo jazdy. Tylko ja byłam sprawnym kierowcom.
UsuńWiem, że wybaczenie jest potrzebne i pewnie mu wybaczę za te kilka lat po narodzeniu dziecka. Bo do narodzin postaram się, żeby nie był on w moim życiu osobistym w ogóle. Nie życzę go sobie tam.
No i dobrze. Lepiej okryć go maską obojętności i nie spotykać się z nim. Byle tylko nie zatracić się w nienawiści. Negatywne osoby z życia powinno się eliminować tak aby nie został po nich żaden ślad, szczególnie na psychice. ;)
UsuńNiestety nadal z nim mieszkam, a wyprowadzam się dopiero za rok, wcześniej mi się nie opłaca. Najpierw chcę skończyć magisterkę :)
UsuńNajpierw pierwszy wątek - zazdroszczę, że mieszkasz w dużym mieście u mnie oczywiści kibiców żadnych nie było (tych obcokrajowców), chociaż się może łudziłam, że się jacyś przewiną, mieszkam na zachodzie, więc może by jacyś "przejeżdżali", no ale można pomarzyć. OGlądałam trochę mecze Polski, ale później już zaczęło mnie to nudzić, może obejrzę jeszcze finał :)
OdpowiedzUsuńCo do ojca - nie znam dokładnych relacji między wami, z tego tekstu można wywnioskować, że jest po prostu nerwowy, do tego lekko wstawiony, no ale wydaje mi się, że Twoje zamknięcie nie jest spowodowane jedynie tą sytuacją. Ja też nie mam za dobrych relacji z ojcem, niby ok, ale czasem jak krzyknie (oczywiście o byle co i nie widzi, że mam 18 lat a nie 10), to mam ochotę się wyprowadzić. Może jak wyprowadzisz się to będzie lepiej, będziesz go widzieć czasem, a nie będzie tak działał na nerwy.
Hehe. Mieszkanie na zachodzie ma swoje własne uroki ;).
UsuńCo do ojca... nie wypowiadam się. Bo nie ufam już jego uczuciom. On patrzy na to jak inni na mnie patrzą. Nie patrzy na mnie, że na mnie. I ten opis i tak złagodziłam. W realu było znacznie gorzej :/. Ja nigdy nie spełnie oczekiwań mojego taty...on patrzy tak jak patrzy na mnie rodzina. A ona nie akceptuje mojego stylu bycia. Niestety
Oj przykro mi... Trzeba być sobą, a jeśli oni tego nie akceptują, to nic nie można zrobić. Przecież nie podporządkujesz się, żeby lepiej na Ciebie patrzyli.
UsuńNigdy im się nie podporządkuję. Wolę zerwać kontakt niż być taka jak oni chcą. Wtedy byłabym pustym człowiekiem, a tego nie chcę :)
UsuńJa mam cholernie ciężkie relacje z ojcem. Cieszę się, że widuję się z nim tylko razz na 2 tygodnie, czasami rzadziej..
OdpowiedzUsuńTylko uważaj, byś tą zemstą sobie nie zniszczyła spokoju w życiu :)
Moja zemsta jest zimna jak lód. A lód bywa spokojny. Więc będę spokojna ;)
UsuńOby. Masz jeszcze tyle przed sobą i konflikt z ojcem nie powinien Ci niczego zniszczyć.
UsuńNie zniszczy, mnie to mobilizuje do działania, ale innego niż by się ojciec mógł spodziewać :3
UsuńA czego on może się takiego spodziewać? ;)
UsuńŻe będę go odwiedzać tak często, jak on odwiedza swoich rodziców ;). Na to może nie liczyć :)
UsuńMój ojciec na tyle się nie usamodzielnił, że nadal z matką mieszka (bo dziadek już nie żyje), a ja wiem, że jak po ukończeniu liceum opuszczę swoje rodzinne miasteczko, to nasz kontakt praktycznie urwie się całkowicie.
UsuńJa na studiach i jeszcze z nim mieszkam. Czekam tylko na moją siostrę i ukończenie magisterki :D. I ziuup z domu :D
UsuńW mojej dziurze nie ma uczelni, więc tak czy siak muszę wybyć, nawet, gdy nie dostane się na jakiś zaplanowany kierunek, bo pracy trzeba będzie szukać.
UsuńNo, to w końcu poczujesz tę wolność ;)
Hehe. Ja mieszkam w dużym mieście. Choć czasem żałuję ze miasta nie zmieniłam. Ale za bardzo kocham Poznań, żeby się wyprowadzić :)
UsuńHm... Poznań znam jedynie z nocnych widoków, kiedy przejeżdżam obok tego miasta, gdy co roku jeżdżę nad Bałtyk.
UsuńAle zawsze chciałam znaleźć się na poznańskim rynku :)
To wpadnij, chętnie cię oprowadzę ;)
UsuńMyślę, że jak już skończę za rok 18 lat to nie będzie żadnego problemu z odwiedzeniem tego miasta ;)
Usuńspoko :D
Usuń;) pewnie jeszcze będę musiała zdać na prawo jazdy :p
Usuńoj tam, to po drodze XD
UsuńTak, Muti już mnie do tego zagania mówiąc, że `im szybciej, tym lepiej` ;P
Usuńlepiej szybciej :D
UsuńTeż tak sądzę. Nie wiem tylko czy pogodzę kursy z nauką do matury. Znaczy się, teorię chyba będę mogła już zaliczać, gdy rocznikowo będę miała 18 lat, ale jazdy będą musiały poczekać ;)
Usuńoj tam. Dasz radę. Ja dałam chodzić na jazdy i do egzaminów na studiach się uczyć, więc też podołasz :)
UsuńWybacz mi słownictwo, ale- posrana sytuacja. Nie mam właściwie nic do dodania po tym, co przeczytałam w twoim wpisie.
OdpowiedzUsuńMój ojciec pił tyle lat, że myślałam, iż nigdy się z nim nie pogodzę. Jednak nie można mu odmówić, że zawsze był dobrym tatą i takim też jest teraz. Mam bliskie relacje z rodziną. Jednak jest okropnym despotą. Jest coś gorszego, niż ojciec- despota?
A'propos ślubnego kobierca- mój dowiedział się ostatnio (nie wiedziałam, że nie wie!), że jestem ateistką i jak będę miała dzieci nie mam zamiaru ich chrzcić. Powiedział mi wtedy, że ma nadzieję, że nie doczeka się wnuków ode mnie! Nie zapomnę mu tego. : /
Rozumiem twoją złość. Niektórych sytuacji nie da się zapomnieć i wybaczyć tak po prostu. A już zwłaszcza, gdy ta druga strona nawet nie okazuje dobrej woli.
Hehe. Takich słów się nie zapomina. Słowa najbardziej bolą.
UsuńWybaczyć, pewnie mu wybaczę, za te kilka lat. Teraz zbyt blisko jestem tego wulkanu.
Ja bym wyszła i trzasnęła drzwiami. Jak się waćpanom nie podoba, to niech sami sobie jeżdżą, o! :) Prosto, zwięźle i na temat! :)
OdpowiedzUsuńChciałam, naprawdę chciałam. Ale jednak kocham mamę, jej bym tego nie zrobiła. :)
UsuńTo waćpan wysiada, a mamusia jedzie ;D
UsuńMama się martwiła by o niego. Nie będę jej dodawać dodatkowego stresu :).
UsuńEch... i weź tu dogódź.
Usuń:D
Usuń