środa, 13 lutego 2013

Szybki wzrost



Przed wami kolejny rozdział. Tym razem główna bohaterka ma zupełnie inny charakter niż w poprzednich częściach. A czemu? Kto da rade przeczytać, przekona się sam.
To dla mojej korektorki, która będzie miała sporo do zarzucenia. Wiem, że zrobiłam od groma błędów stylistycznych i innego rodzaju. :). 

Obudził mnie ból brzucha. Dotknęłam dłonią bolącego miejsca, jednak zatrzymałam ruch wcześniej niż myślałam. Przejechałam dłonią bo brzuchu nie mogąc uwierzyć w to co czuje. Spojrzałam w jego kierunku. Mój wzrok zatrzymał się na okrągłości. Dostrzegłam, że mam większe piersi. To jakoś bym przeżyła, choć duży biust przeszkadza w walce. Nie to mnie zdziwiło. Zdziwiło mnie to co zobaczyłam pod nimi. Mój brzuch zrobił się okrągły, ale nie tak lekko. Wręcz przeciwnie. Był on sporawej wielkości. Wyglądało to jakbym była w 8-9 miesiącu ciąży. Spróbowałam usiąść, jednak mdłości i zawroty głowy mi na to nie pozwoliły. Łóżko wydawało mi się ostoją bezpieczeństwa. Nie mogłam znieść tej myśli. Mimo buntu mojego organizmu zmusiłam się do wstania. Poczułam jak dziecko w środku wgniata moje nogi w ziemię. Usłyszałam bicie jego serca. Przeraziło mnie to. Jak to możliwe, że w ciągu jednej nocy, dziecko urosło w takim tempie? Przecież jeszcze poprzedniego dnia mój brzuch był płaski.
- Wstałaś. – doszedł do mnie głos od strony korytarza. – Wyglądasz na wystraszoną.
- Mój brzuch. – zdołałam tylko wykrztusić.
- Uprzedzałem cię. – stwierdził poważnie. – Nie trzeba było zatrzymywać ciąży w czasie, teraz masz tego konsekwencje. – dodał dobitnie.
- Przestań mi to wypominać! – pisnęłam.
Po moich policzkach popłynęły łzy. Dotknęłam policzka, na moim palcu pozostała kropla łzy. Patrzyłam się na nią, jakby to była jakaś niespotykana rzecz. Krystian podszedł bez słowa i przytulił mnie. Mimowolnie się w niego wtuliłam. Czułam się taka bezbronna. Wcale mi się to nie spodobało. Próbowałam odepchnąć chłopaka, jednak moje ruchy były takie osłabione. Wyleciała ze mnie cała siła, którą do tej pory miałam. Stałam się słabą kobietą, potrzebującą pomocy.
- Krystian…. – wyszeptałam. – Co się ze mną dzieje?
- Jesteś w ciąży. – odpowiedział. – A ponieważ manipulowałaś nią, teraz to się na tobie odbija w nadmiarze. Powinniśmy się przejść do lekarza. – oznajmił.
- Ja nie mam siły. – z ledwością wypowiedziałam to zdanie.
Krystian tylko spojrzał na mnie nic nie mówiąc. Pocałował mnie lekko w czoło. W jego ramionach czułam się bezpieczna. Zamknęłam oczy. Sen przyszedł tak niespodziewanie. Przez sen czułam jak mój luby układa mnie na łóżku i przykrywa kołdrą. Potem już była tylko cisza. Myśli krążyły wokół wspomnień minionych lat. W moich snach pojawiała się mała dziewczynka. Kiedy wskazała na mnie oskarżycielsko palcem obudziłam się zlana potem.  Poruszyłam ręką i zamachałam nią. Już nie czułam się taka zmęczona. W bunkrze nie było okna, więc nie wiedziałam jaka jest pora dnia. Tutaj czas zatrzymywał się w miejscu.
- Cześć kochanie. – przywitał mnie Krystian. – Już lepiej wyglądasz. Chcesz coś zjeść? – zapytał.
Dopiero w tym momencie poczułam, jak bardzo jestem głodna. Kiwnęłam głową. Chłopak postawił na stoliku nocnym pełny talerz spaghetti. Sięgnęłam po niego i szybko skonsumowałam posiłek. Zebrało mi się na mdłości. Przysunęłam się do Krystiana i oparłam na nim głowę.
- Nie wiem co począć. – wyznałam. – Pierwszy raz się tak czuję.
- Pójdziemy do ginekologa. Zorientowałem się gdzie jest najbliższy. – powiedział. – Musimy wiedzieć jak bardzo urosło nasze dziecko.
Ponownie kiwnęłam głową. Krystian całkowicie przejął inicjatywę. Ja nie byłam w stanie normalnie myśleć. W głowie panował totalny chaos. Co jakiś czas atakowały mnie skurcze. To mi nie przeszkadzało, ponieważ do samego bólu byłam przyzwyczajona. Przeszkadzała mi ta ogólna słabość. Dziecko wysysało ze mnie moją energię życiową. Jaki potwór we mnie siedział?
- Przebierz się. – zalecił. – Mam dla ciebie mieszankę, która na jakiś czas postawi cię na nogi.
- To świetnie. A czemu teraz mi jej nie dasz? – spytałam.
- Bo nie. – odpowiedział krótko.
Wstał i wyszedł nie dając mi możliwości na kłótnie. Westchnęłam. Poszukałam w mojej torbie przenośnej łazienki. Podróżując po różnych wymiarach, można zebrać bardzo ciekawe przedmioty. Jedną z nich była łazienka, miałam nawet cały dom, ale w tym momencie był mi zbędny. Skorzystałam z wanny, na prysznic nie miałam sił. Moje ciało ważyło chyba z tonę. Poruszanie się sprawiało mi sporą trudność. Usiadłam na łóżku w ręczniku, łazienka zniknęła z powrotem w mojej torebce. Szukałam w moich rzeczach odpowiedniego ubioru. Jednak podczas wszystkich moich podróży nie brałam pod uwagi tego, że będę w ciąży. Przetrząsnęłam całą moją garderobę, po dłuższym czasie udało mi się znaleźć odpowiedni strój. Była to szeroka sukienka, jedna z szat rytualnych. Użyłam magii, żeby sukienka szata wyglądała na normalną sukienkę. Do tamtego wymiaru raczej nie wrócę, więc ze spokojem przerobiłam ubranie. Krystian pojawił się po krótkiej chwili.
- Gotowa? – spytał. – Widzę, że tak. Trzymaj. – podał mi szklankę pełną zielonkawego napoju.
Z powątpieniem patrzyłam na specyfik, ale nie pozostało mi nic innego jak zaufać mojemu chłopakowi. W końcu tylko jego miałam. Wypiłam napój, po moim ciele przepłynęło przyjemne ciepło. Powróciły do mnie siły. Wstałam, mdłości przeszły, mogłam spokojnie chodzić.
- Skąd ty to masz? – spytałam zaskoczona.
- Z naszego świata. – powiedział. – trzeba było dłużej posiedzieć. My mamy naprawdę rozwinięty świat, choć tego nie widać. – wytknął mi.
- Okej, okej. – zgodziłam się. – Może jak urodzę.
- Może.. – powtórzył cicho, ale nie skomentował tego dalej. – Chodźmy, już jest późno. Ten ginekolog niedługo zamyka.
- Już jest późno? – wyprzedziłam Krystiana i wyszłam na dwór.
Słońce chyliło się ku zachodowi. Był wieczór, co oznacza, że przespałam większość dnia, a raczej cały dzień.
- Mogłeś mnie obudzić. – powiedziałam z wyrzutem.
- Nie mogłem. – odparł spokojnie. – Miałaś odpocząć. Do przystanku mamy blisko. – zmienił temat.
Przytulił mnie jedną ręką. Szliśmy razem w ciszy. Nie miałam ochoty rozmawiać, obawiałam się wizyty u specjalisty. A dokładnie to nie samej wizyty, a diagnozy. Krystian poprowadził mnie chodnikiem tuż przy ulicy. Na szczęście tą ulicą tylko raz na jakiś czas jechały samochody. Doszliśmy na przystanek, który wyglądał dokładnie tak samo jak ten, który spotkałam poprzedniego dnia. Długo nie czekaliśmy, ledwo przyszliśmy, a już nadjeżdżał autobus. Dla mnie wyglądał jak jeżdżący, zielony prostokąt na kółkach. Zachciało mi się śmiać i płakać jednocześnie. Jak ci ludzie mogli jeździć takim brzydactwem. Weszłam do środka. Cudem technologii okazały się otwierane drzwi za pomocą przycisku. Krystian pomógł mi usiąść na jednym z niewygodnych krzeseł. Krzesła miały na sobie gąbkę, na której znajdował się materiał. Wszystko wszyte w plastikowy fotel. Ustawione prawie na kąt prosty. Ja z moim brzuchem myślałam, że za chwilę tam wyzionę ducha. Do skurczy doszedł ból kręgosłupa. Ci ludzie byli jacyś zacofani. Jak można robić tak niewygodne krzesła. Luby podszedł do żółtego prostokąta z poziomą dziurą. Włożył do niego jakąś kartkę dopasowaną długością do otworu. Przyglądałam się temu z niemałym zdziwieniem. Kiedy usiadł przy mnie, nie mogłam się powstrzymać i zapytałam:
- Co to?
Krystian zerknął na trzymaną przez siebie kartkę. Podał mi ją, abym mogła obejrzeć. Wyglądało to prymitywnie. Na karteczce napisano, czy też wydrukowano kilka liter i cyfr.  Po bokach i na samej górze widniała instrukcja obsługi jak kasować bilet, kiedy i na jakich liniach. Na samym środku widniała duża litera A z napisaną obok strefą. Na jaki czas jest bilet, ile kosztuje. A pod spodem jakiś rząd cyfr niewiadomego mi pochodzenia. Dla mnie ta kartka nie miała większego znaczenia, mogłabym sama takową wydrukować. Patrząc na cenę doszłam do wniosku, że ludzie płacą taką kwotę za tak marne wydrukowanie. Podniosłam wzrok na chłopaka.
- To bilet. – wyjaśnił. – Tak się tu płaci za przejazd.
- Ale to zwykła kartka. – stwierdziłam.
- No tak. – zgodził się. – Ale będąc tutaj trzeba przyjąć ich kulturę i prawa.
Nie skomentowałam. Miał rację. Oparłam głowę na ramieniu chłopaka. Ustawienie krzeseł względem całego prostokątnego autobusu miało jeszcze mniej sensu niż same krzesła. Ten kto to wymyślał chyba nie miał wyobraźni przestrzennej.
Autobus był głośny przy ruszaniu jak i samej jeździe. Drażnił mnie ten dźwięk. Czułam jak jedzie, każde szarpnięcie, zmienianie biegów, hamowanie. Bardzo kiepskiej jakości mieli tutaj komunikacje miejską. Ta podróż była wręcz nie do zniesienia. Schowałam twarz w torsie chłopaka. Zbierało mi się na wymioty, a podróż się niesamowicie dłużyła.
- Wysiadamy. – usłyszałam głos Krystiana.
Przyjęłam te wiadomość z wielką ulgą. Pomógł mi wstać. Cała się trzęsłam. Nie mogłam ustać o własnych siłach. Przez cały czas wspomagał mnie chłopak. Kiedy wyszliśmy z ruszającego się koszmaru zerknęłam na znajdujący się tam przystanek. Ten prezentował się znacznie lepiej. Szklana ochrona przed wiatrem, pół prostokąt. Otwór skierowany na ulicę. W środku druciana ławka. Na szybach rozpisany był rozkład jazdy autobusów i jakieś reklamy.
- Już niedaleko. – przerwał moje rozmyślania Krystian.
Zaprowadził mnie pod budynek, wyglądający jak szeregowy blok. Weszliśmy po schodach na górę. Zmachałam się przy tym jakbym przebiegła kilka kilometrów. Ciąża zaczynała mnie naprawdę denerwować. Utrudniała mi tylko życie. Krystian otworzył przede mną jedne drzwi. Znaleźliśmy się w recepcji i poczekalni jednocześnie. Pomieszczenie było małe. Znowu poczułam mdłości.
- Mieliśmy umówioną wizytę. – powiedział Krystian do recepcjonistki.
Kobieta jak zahipnotyzowana wskazała na drzwi. W poczekalni było pusto.
- Krystian.. – wyszeptałam
- Przecież nie mogą być świadkowie. – uspokajał mnie. – Spokojnie nikt się nie zorientuje. Tutaj ludzie są mało spostrzegawczy.
Nie bałam się lubego. Robiłam gorsze rzeczy od niego. Nie, ja się bałam zobaczyć dziecko na obrazie monitora, bałam się diagnozy.
Przeszłam przez drzwi prowadzące do gabinetu.

53 komentarze:

  1. Fajnie się czyta :) Wiarygodnie opisujesz zdziwienie Marii naszą prymitywną cywilizacją - te momenty wręcz rozwalają xD Mam nadzieję, że nie zrobiła jakiejś głupoty, żeby zagrozić zdrowiu/życiu dziecka...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczytałam to co napisałam, a napisałam to jakiś czas temu i sama jestem zaskoczona XD. Uśmiałam się przy tym.
      Dziecku nic nie jest, uspokoję cię :).

      Usuń
    2. Masz prawo, naprawdę Ci wyszło :D
      Litościwy twórca... ja bym zaraz jakąś zarazę nasłała :P

      Usuń
    3. Dzięki :D
      No nie wiem czy litościwy. Dziecku, owszem nic nie jest :). Ale nie powiedziałam, że na Marii się to nie odbije :3

      Usuń
    4. Jej się trochę należy, bo naważyła bigosu xD

      Usuń
    5. I właśnie nad nią się poznęcam :3

      Usuń
    6. Ale ja tak mam zawsze XD. Lubię się znęcać nad postaciami :3

      Usuń
    7. Ciii. Nikt nic nie wie :D

      Usuń
    8. No :). Nikt nic nie wie i jest spoko XD

      Usuń
    9. Nikt oprócz wtajemniczonych xD

      Usuń
  2. Haha, ten ból kupowania papierowych prostokątów mam do dziś... A one coraz droższe i droższe...

    Niech zgadnę ta dziewczynka ze snu...
    to jej wyrocznia XD <---żartuje

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety :)

      Wyrocznia XD. Ty to masz pomysły :D

      Usuń
  3. Gdybym była Twoją korektorką, zamordowałabym Cię za te błędy! :P
    I jeszcze Krystian. Bosz...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. XD
      Co masz do Krystiana? Wykorzystuje sytuacje, że Maria ma burze hormonów :3

      Usuń
    2. Och, nie o to chodzi. Mam sentyment do tego imienia. :D
      Whatever.

      Usuń
    3. Krystian to ładne imię :3. Dlatego je wykorzystałam :D

      Usuń
    4. Kiedyś mi tłumaczyłaś, że Ci się z kryształem kojarzy... A mi raczej z facetem, z którym może pójdę na kawę w weekend i nie mogę o tym powiedzieć mamie, bo mnie zabije. xD
      To jest ta historia, której akcja się w Poznaniu toczy?

      Usuń
    5. Taak, to w Poznaniu. Ale jeszcze się nie rozkręciło :). Na razie trochę krytyki XD

      Usuń
    6. A potem wręcz przeciwnie? :P

      Usuń
    7. No pewnie, trzeba promować swoje miasto :3

      Usuń
    8. Zgadzam się! Gdynia jest piękna! ♥

      Usuń
    9. Byłam w Gdyni :D. Też tak uważam :D. Bo Gdańsk mi się nie spodobał.

      Usuń
    10. Też za nim nie przepadam, ale często w nim bywam. :P

      Usuń
    11. Cóż, skoro trzeba.. :D

      Usuń
    12. Zresztą Gdynia, Sopot i Gdańsk to prawie jak jedno miasto. ;)

      Usuń
    13. Ale najlepsza Gdynia *0*. Byłam w każdym z tych miast :)

      Usuń
    14. Dobrze mówisz, Gdynia najlepsza. W ogóle uwielbiam napis, który widnieje przy trasie wjazdowej: "Uśmiechnij się, jesteś w Gdyni". Zawsze się uśmiecham ;)

      Usuń
    15. Sama bym się uśmiechnęła :D

      Usuń
    16. W Poznaniu dziwne powietrze jest. :P

      Usuń
    17. No bo nie morskie XD. Mi tam nie przeszkadza :3

      Usuń
    18. Domyślam się. :P

      Usuń
  4. Ale to się cudownie czyta! I wciąga, aż chce się czytać jeszcze :D

    OdpowiedzUsuń
  5. super rozdział heh jak zawsze brawo:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Kolejna Renesme? O_O
    Ale bardzo dobrze, że dziecko wreszcie zaczęło się rozwijać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, żadna Renesme. Nawet się na tym nie wzorowałam. Wymyśliłam coś takiego przed powstaniem Zmierzchu, więc... to nie ściągnięte :). Dziecko przyspieszyło tylko swój rozwój w brzuchu matki, potem będzie się normalnie rozwijać. No prawie normalnie, bo w końcu ma geny swojej matki XD.

      Usuń
    2. Wiem, wiem, takie dzikie skojarzenie, podobnie jak z tytułem.

      Usuń
    3. Haha, ostatnie zdanie komentarza mnie dosłownie zabiło. Nie ujęłabym tego lepiej.

      Usuń
  7. Rany, ostatnio prześladuje mnie widmo ciąży. Coraz częściej o tym słyszę, myślę, nawet śnię. W moich dziwnych myślach to "zjawisko" z reguły otoczone jest raczej nieprzyjemną aurą. Można powiedzieć, że moja szkoła skutecznie zniechęca uczniów do zachodzenia w ciążę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A, no i zapraszam do zabawy, szczegółu u mnie :)

      Usuń
    2. Ja myślę o ciąży od kilku lat, pragnę jej jak nie wiem, gdzieś musiałam dać temu upust XD

      Usuń