Przed wami kolejny rozdział. Tym razem główna bohaterka ma zupełnie inny charakter niż w poprzednich częściach. A czemu? Kto da rade przeczytać, przekona się sam.
To dla mojej korektorki, która będzie miała sporo do zarzucenia. Wiem, że zrobiłam od groma błędów stylistycznych i innego rodzaju. :).
Obudził mnie
ból brzucha. Dotknęłam dłonią bolącego miejsca, jednak zatrzymałam ruch
wcześniej niż myślałam. Przejechałam dłonią bo brzuchu nie mogąc uwierzyć w to
co czuje. Spojrzałam w jego kierunku. Mój wzrok zatrzymał się na okrągłości.
Dostrzegłam, że mam większe piersi. To jakoś bym przeżyła, choć duży biust
przeszkadza w walce. Nie to mnie zdziwiło. Zdziwiło mnie to co zobaczyłam pod
nimi. Mój brzuch zrobił się okrągły, ale nie tak lekko. Wręcz przeciwnie. Był
on sporawej wielkości. Wyglądało to jakbym była w 8-9 miesiącu ciąży.
Spróbowałam usiąść, jednak mdłości i zawroty głowy mi na to nie pozwoliły.
Łóżko wydawało mi się ostoją bezpieczeństwa. Nie mogłam znieść tej myśli. Mimo
buntu mojego organizmu zmusiłam się do wstania. Poczułam jak dziecko w środku
wgniata moje nogi w ziemię. Usłyszałam bicie jego serca. Przeraziło mnie to.
Jak to możliwe, że w ciągu jednej nocy, dziecko urosło w takim tempie? Przecież
jeszcze poprzedniego dnia mój brzuch był płaski.
- Wstałaś. –
doszedł do mnie głos od strony korytarza. – Wyglądasz na wystraszoną.
- Mój
brzuch. – zdołałam tylko wykrztusić.
-
Uprzedzałem cię. – stwierdził poważnie. – Nie trzeba było zatrzymywać ciąży w
czasie, teraz masz tego konsekwencje. – dodał dobitnie.
- Przestań
mi to wypominać! – pisnęłam.
Po moich
policzkach popłynęły łzy. Dotknęłam policzka, na moim palcu pozostała kropla
łzy. Patrzyłam się na nią, jakby to była jakaś niespotykana rzecz. Krystian
podszedł bez słowa i przytulił mnie. Mimowolnie się w niego wtuliłam. Czułam
się taka bezbronna. Wcale mi się to nie spodobało. Próbowałam odepchnąć
chłopaka, jednak moje ruchy były takie osłabione. Wyleciała ze mnie cała siła,
którą do tej pory miałam. Stałam się słabą kobietą, potrzebującą pomocy.
- Krystian….
– wyszeptałam. – Co się ze mną dzieje?
- Jesteś w
ciąży. – odpowiedział. – A ponieważ manipulowałaś nią, teraz to się na tobie
odbija w nadmiarze. Powinniśmy się przejść do lekarza. – oznajmił.
- Ja nie mam
siły. – z ledwością wypowiedziałam to zdanie.
Krystian
tylko spojrzał na mnie nic nie mówiąc. Pocałował mnie lekko w czoło. W jego
ramionach czułam się bezpieczna. Zamknęłam oczy. Sen przyszedł tak
niespodziewanie. Przez sen czułam jak mój luby układa mnie na łóżku i przykrywa
kołdrą. Potem już była tylko cisza. Myśli krążyły wokół wspomnień minionych
lat. W moich snach pojawiała się mała dziewczynka. Kiedy wskazała na mnie
oskarżycielsko palcem obudziłam się zlana potem. Poruszyłam ręką i zamachałam nią. Już nie
czułam się taka zmęczona. W bunkrze nie było okna, więc nie wiedziałam jaka
jest pora dnia. Tutaj czas zatrzymywał się w miejscu.
- Cześć
kochanie. – przywitał mnie Krystian. – Już lepiej wyglądasz. Chcesz coś zjeść?
– zapytał.
Dopiero w
tym momencie poczułam, jak bardzo jestem głodna. Kiwnęłam głową. Chłopak
postawił na stoliku nocnym pełny talerz spaghetti. Sięgnęłam po niego i szybko
skonsumowałam posiłek. Zebrało mi się na mdłości. Przysunęłam się do Krystiana
i oparłam na nim głowę.
- Nie wiem
co począć. – wyznałam. – Pierwszy raz się tak czuję.
- Pójdziemy
do ginekologa. Zorientowałem się gdzie jest najbliższy. – powiedział. – Musimy
wiedzieć jak bardzo urosło nasze dziecko.
Ponownie
kiwnęłam głową. Krystian całkowicie przejął inicjatywę. Ja nie byłam w stanie
normalnie myśleć. W głowie panował totalny chaos. Co jakiś czas atakowały mnie
skurcze. To mi nie przeszkadzało, ponieważ do samego bólu byłam przyzwyczajona.
Przeszkadzała mi ta ogólna słabość. Dziecko wysysało ze mnie moją energię
życiową. Jaki potwór we mnie siedział?
- Przebierz
się. – zalecił. – Mam dla ciebie mieszankę, która na jakiś czas postawi cię na
nogi.
- To
świetnie. A czemu teraz mi jej nie dasz? – spytałam.
- Bo nie. –
odpowiedział krótko.
Wstał i
wyszedł nie dając mi możliwości na kłótnie. Westchnęłam. Poszukałam w mojej torbie
przenośnej łazienki. Podróżując po różnych wymiarach, można zebrać bardzo
ciekawe przedmioty. Jedną z nich była łazienka, miałam nawet cały dom, ale w
tym momencie był mi zbędny. Skorzystałam z wanny, na prysznic nie miałam sił.
Moje ciało ważyło chyba z tonę. Poruszanie się sprawiało mi sporą trudność.
Usiadłam na łóżku w ręczniku, łazienka zniknęła z powrotem w mojej torebce.
Szukałam w moich rzeczach odpowiedniego ubioru. Jednak podczas wszystkich moich
podróży nie brałam pod uwagi tego, że będę w ciąży. Przetrząsnęłam całą moją
garderobę, po dłuższym czasie udało mi się znaleźć odpowiedni strój. Była to
szeroka sukienka, jedna z szat rytualnych. Użyłam magii, żeby sukienka szata
wyglądała na normalną sukienkę. Do tamtego wymiaru raczej nie wrócę, więc ze
spokojem przerobiłam ubranie. Krystian pojawił się po krótkiej chwili.
- Gotowa? –
spytał. – Widzę, że tak. Trzymaj. – podał mi szklankę pełną zielonkawego
napoju.
Z
powątpieniem patrzyłam na specyfik, ale nie pozostało mi nic innego jak zaufać
mojemu chłopakowi. W końcu tylko jego miałam. Wypiłam napój, po moim ciele
przepłynęło przyjemne ciepło. Powróciły do mnie siły. Wstałam, mdłości
przeszły, mogłam spokojnie chodzić.
- Skąd ty to
masz? – spytałam zaskoczona.
- Z naszego
świata. – powiedział. – trzeba było dłużej posiedzieć. My mamy naprawdę
rozwinięty świat, choć tego nie widać. – wytknął mi.
- Okej,
okej. – zgodziłam się. – Może jak urodzę.
- Może.. –
powtórzył cicho, ale nie skomentował tego dalej. – Chodźmy, już jest późno. Ten
ginekolog niedługo zamyka.
- Już jest
późno? – wyprzedziłam Krystiana i wyszłam na dwór.
Słońce
chyliło się ku zachodowi. Był wieczór, co oznacza, że przespałam większość
dnia, a raczej cały dzień.
- Mogłeś
mnie obudzić. – powiedziałam z wyrzutem.
- Nie
mogłem. – odparł spokojnie. – Miałaś odpocząć. Do przystanku mamy blisko. –
zmienił temat.
Przytulił
mnie jedną ręką. Szliśmy razem w ciszy. Nie miałam ochoty rozmawiać, obawiałam
się wizyty u specjalisty. A dokładnie to nie samej wizyty, a diagnozy. Krystian
poprowadził mnie chodnikiem tuż przy ulicy. Na szczęście tą ulicą tylko raz na
jakiś czas jechały samochody. Doszliśmy na przystanek, który wyglądał dokładnie
tak samo jak ten, który spotkałam poprzedniego dnia. Długo nie czekaliśmy,
ledwo przyszliśmy, a już nadjeżdżał autobus. Dla mnie wyglądał jak jeżdżący,
zielony prostokąt na kółkach. Zachciało mi się śmiać i płakać jednocześnie. Jak
ci ludzie mogli jeździć takim brzydactwem. Weszłam do środka. Cudem technologii
okazały się otwierane drzwi za pomocą przycisku. Krystian pomógł mi usiąść na
jednym z niewygodnych krzeseł. Krzesła miały na sobie gąbkę, na której
znajdował się materiał. Wszystko wszyte w plastikowy fotel. Ustawione prawie na
kąt prosty. Ja z moim brzuchem myślałam, że za chwilę tam wyzionę ducha. Do
skurczy doszedł ból kręgosłupa. Ci ludzie byli jacyś zacofani. Jak można robić
tak niewygodne krzesła. Luby podszedł do żółtego prostokąta z poziomą dziurą.
Włożył do niego jakąś kartkę dopasowaną długością do otworu. Przyglądałam się temu
z niemałym zdziwieniem. Kiedy usiadł przy mnie, nie mogłam się powstrzymać i
zapytałam:
- Co to?
Krystian
zerknął na trzymaną przez siebie kartkę. Podał mi ją, abym mogła obejrzeć.
Wyglądało to prymitywnie. Na karteczce napisano, czy też wydrukowano kilka
liter i cyfr. Po bokach i na samej górze
widniała instrukcja obsługi jak kasować bilet, kiedy i na jakich liniach. Na
samym środku widniała duża litera A z napisaną obok strefą. Na jaki czas jest
bilet, ile kosztuje. A pod spodem jakiś rząd cyfr niewiadomego mi pochodzenia.
Dla mnie ta kartka nie miała większego znaczenia, mogłabym sama takową
wydrukować. Patrząc na cenę doszłam do wniosku, że ludzie płacą taką kwotę za
tak marne wydrukowanie. Podniosłam wzrok na chłopaka.
- To bilet. –
wyjaśnił. – Tak się tu płaci za przejazd.
- Ale to
zwykła kartka. – stwierdziłam.
- No tak. –
zgodził się. – Ale będąc tutaj trzeba przyjąć ich kulturę i prawa.
Nie
skomentowałam. Miał rację. Oparłam głowę na ramieniu chłopaka. Ustawienie
krzeseł względem całego prostokątnego autobusu miało jeszcze mniej sensu niż
same krzesła. Ten kto to wymyślał chyba nie miał wyobraźni przestrzennej.
Autobus był
głośny przy ruszaniu jak i samej jeździe. Drażnił mnie ten dźwięk. Czułam jak
jedzie, każde szarpnięcie, zmienianie biegów, hamowanie. Bardzo kiepskiej
jakości mieli tutaj komunikacje miejską. Ta podróż była wręcz nie do
zniesienia. Schowałam twarz w torsie chłopaka. Zbierało mi się na wymioty, a
podróż się niesamowicie dłużyła.
- Wysiadamy.
– usłyszałam głos Krystiana.
Przyjęłam te
wiadomość z wielką ulgą. Pomógł mi wstać. Cała się trzęsłam. Nie mogłam ustać o
własnych siłach. Przez cały czas wspomagał mnie chłopak. Kiedy wyszliśmy z
ruszającego się koszmaru zerknęłam na znajdujący się tam przystanek. Ten
prezentował się znacznie lepiej. Szklana ochrona przed wiatrem, pół prostokąt.
Otwór skierowany na ulicę. W środku druciana ławka. Na szybach rozpisany był
rozkład jazdy autobusów i jakieś reklamy.
- Już
niedaleko. – przerwał moje rozmyślania Krystian.
Zaprowadził
mnie pod budynek, wyglądający jak szeregowy blok. Weszliśmy po schodach na
górę. Zmachałam się przy tym jakbym przebiegła kilka kilometrów. Ciąża
zaczynała mnie naprawdę denerwować. Utrudniała mi tylko życie. Krystian
otworzył przede mną jedne drzwi. Znaleźliśmy się w recepcji i poczekalni
jednocześnie. Pomieszczenie było małe. Znowu poczułam mdłości.
- Mieliśmy
umówioną wizytę. – powiedział Krystian do recepcjonistki.
Kobieta jak zahipnotyzowana
wskazała na drzwi. W poczekalni było pusto.
- Krystian..
– wyszeptałam
- Przecież
nie mogą być świadkowie. – uspokajał mnie. – Spokojnie nikt się nie zorientuje.
Tutaj ludzie są mało spostrzegawczy.
Nie bałam
się lubego. Robiłam gorsze rzeczy od niego. Nie, ja się bałam zobaczyć dziecko
na obrazie monitora, bałam się diagnozy.
Przeszłam
przez drzwi prowadzące do gabinetu.
Fajnie się czyta :) Wiarygodnie opisujesz zdziwienie Marii naszą prymitywną cywilizacją - te momenty wręcz rozwalają xD Mam nadzieję, że nie zrobiła jakiejś głupoty, żeby zagrozić zdrowiu/życiu dziecka...
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam to co napisałam, a napisałam to jakiś czas temu i sama jestem zaskoczona XD. Uśmiałam się przy tym.
UsuńDziecku nic nie jest, uspokoję cię :).
Masz prawo, naprawdę Ci wyszło :D
UsuńLitościwy twórca... ja bym zaraz jakąś zarazę nasłała :P
Dzięki :D
UsuńNo nie wiem czy litościwy. Dziecku, owszem nic nie jest :). Ale nie powiedziałam, że na Marii się to nie odbije :3
Jej się trochę należy, bo naważyła bigosu xD
UsuńI właśnie nad nią się poznęcam :3
UsuńMoja krew ^^
UsuńAle ja tak mam zawsze XD. Lubię się znęcać nad postaciami :3
UsuńJa wręcz uwielbiam xD
UsuńBo to takie fajne :D
UsuńSadystyczne :P
UsuńCiii. Nikt nic nie wie :D
UsuńAleż oczywiście... :D
UsuńNo :). Nikt nic nie wie i jest spoko XD
UsuńNikt oprócz wtajemniczonych xD
UsuńDokładnie :D
UsuńChwała im za to!
Usuń:D
UsuńHaha, ten ból kupowania papierowych prostokątów mam do dziś... A one coraz droższe i droższe...
OdpowiedzUsuńNiech zgadnę ta dziewczynka ze snu...
to jej wyrocznia XD <---żartuje
Niestety :)
UsuńWyrocznia XD. Ty to masz pomysły :D
Gdybym była Twoją korektorką, zamordowałabym Cię za te błędy! :P
OdpowiedzUsuńI jeszcze Krystian. Bosz...
XD
UsuńCo masz do Krystiana? Wykorzystuje sytuacje, że Maria ma burze hormonów :3
Och, nie o to chodzi. Mam sentyment do tego imienia. :D
UsuńWhatever.
Krystian to ładne imię :3. Dlatego je wykorzystałam :D
UsuńKiedyś mi tłumaczyłaś, że Ci się z kryształem kojarzy... A mi raczej z facetem, z którym może pójdę na kawę w weekend i nie mogę o tym powiedzieć mamie, bo mnie zabije. xD
UsuńTo jest ta historia, której akcja się w Poznaniu toczy?
Taak, to w Poznaniu. Ale jeszcze się nie rozkręciło :). Na razie trochę krytyki XD
UsuńA potem wręcz przeciwnie? :P
UsuńNo pewnie, trzeba promować swoje miasto :3
UsuńZgadzam się! Gdynia jest piękna! ♥
UsuńByłam w Gdyni :D. Też tak uważam :D. Bo Gdańsk mi się nie spodobał.
UsuńTeż za nim nie przepadam, ale często w nim bywam. :P
UsuńCóż, skoro trzeba.. :D
UsuńZresztą Gdynia, Sopot i Gdańsk to prawie jak jedno miasto. ;)
UsuńAle najlepsza Gdynia *0*. Byłam w każdym z tych miast :)
UsuńDobrze mówisz, Gdynia najlepsza. W ogóle uwielbiam napis, który widnieje przy trasie wjazdowej: "Uśmiechnij się, jesteś w Gdyni". Zawsze się uśmiecham ;)
UsuńSama bym się uśmiechnęła :D
UsuńW Poznaniu dziwne powietrze jest. :P
UsuńNo bo nie morskie XD. Mi tam nie przeszkadza :3
UsuńDomyślam się. :P
UsuńAle to się cudownie czyta! I wciąga, aż chce się czytać jeszcze :D
OdpowiedzUsuńTen rozdział mi wyszedł XD. Miałam wenę :)
UsuńOby było więcej weny!
UsuńTeż mam taką nadzieję :D
UsuńCzekam na następne ;d
UsuńBędą będą trochę później :D
Usuńsuper rozdział heh jak zawsze brawo:)
OdpowiedzUsuńKolejna Renesme? O_O
OdpowiedzUsuńAle bardzo dobrze, że dziecko wreszcie zaczęło się rozwijać.
Nie, żadna Renesme. Nawet się na tym nie wzorowałam. Wymyśliłam coś takiego przed powstaniem Zmierzchu, więc... to nie ściągnięte :). Dziecko przyspieszyło tylko swój rozwój w brzuchu matki, potem będzie się normalnie rozwijać. No prawie normalnie, bo w końcu ma geny swojej matki XD.
UsuńWiem, wiem, takie dzikie skojarzenie, podobnie jak z tytułem.
UsuńHaha, ostatnie zdanie komentarza mnie dosłownie zabiło. Nie ujęłabym tego lepiej.
UsuńRany, ostatnio prześladuje mnie widmo ciąży. Coraz częściej o tym słyszę, myślę, nawet śnię. W moich dziwnych myślach to "zjawisko" z reguły otoczone jest raczej nieprzyjemną aurą. Można powiedzieć, że moja szkoła skutecznie zniechęca uczniów do zachodzenia w ciążę...
OdpowiedzUsuńA, no i zapraszam do zabawy, szczegółu u mnie :)
UsuńJa myślę o ciąży od kilku lat, pragnę jej jak nie wiem, gdzieś musiałam dać temu upust XD
Usuń