czwartek, 10 stycznia 2013

Moja głupota i zuchwałość



Nie znałam tego miejsca. Nawet do końca nie wiedziałam gdzie jestem.  Oprócz tego, że byłam w  Polsce to miałam szczątki informacji. Krystian także nie raczył mnie poinformować. Skoro chciał się na mnie obrażać to proszę bardzo. Odkryję sama gdzie jestem. Wpierw pozbędę się zapachu. Przypomniało mi się, że mój luby ograniczył moją moc. Tupnęłam zezłoszczona. Utrudnił mi życie! Palant. Wróciłam na miejsce z którego ruszyłam, czyli przed wejście do bunkru. Ruszyłam udeptaną drogą do wyjścia z tego osobliwego lasu. Daleko nie było. Po zaledwie kilku metrach znalazłam się przy ruchliwej ulicy. Jeździło tu sporo samochodów. Przyjrzałam się kołom. Zwykłe koła, bez dodatkowych zabezpieczeń. Samochody też nie należały do rewelacyjnych. Nazwałabym je prymitywnymi. Wszystkie wyglądały podobnie, jedynie różniły się trochę kształtem, czyli tworzone fabrycznie. W jakim okropnym świecie się znalazłam?
Przeszłam na drugą stronę. Znajdowało się tam kilka domków rodzinnych. Kiedy podeszłam bliżej odkryłam, że domków jest więcej. Jeden obok drugiego. Stały naprzeciwko siebie, oddzielone od siebie płotami i ulicą. Pierwszy dom miał spory ogród, ominęłam go. Przypuszczałam, że tam mnie nie wpuszczą. Kolejny dom wyglądał na zamieszkały przez miłych ludzi. Przy furtce nie zauważyłam dzwonka, dlatego otworzyłam furtkę i wkroczyłam na posiadłość. Drzwi wykonane były ze sztucznego drewna, podchodziło to pod plastik. Widziałam na nich pełno rys. Nie było okienek, żeby móc zajrzeć do środka. Nacisnęłam dzwonek i natychmiast zasłoniłam uszy. Ten dźwięk był okropny. Jak ludzie mogli montować coś tak okropnego? Lubią sobie psuć słuch? Usłyszałam kroki i gderliwy głos jakiegoś faceta. To nie wróżyło zbyt dobrze. Drzwi się otworzyły.
- Czego? – spytał mężczyzna.
- Przepraszam – zaczęłam grzecznie, choć ton tego pana bardzo mnie zirytował. – Czy mogłabym skorzystać z łazienki? Zgubiłam się, to nie moje miasto, a chciałabym się odświeżyć.
- I chcesz mnie okraść. Najpierw znajdź pracę! – krzyknął i zatrzasnął mi drzwi przed nosem.
Miałam ochotę rozwalić mu te obrzydliwe drzwi i pokazać gdzie jego miejsce. Powstrzymałam się jednak. Bardziej zależało mi na odświeżeniu się niż awanturach. Wyszłam z posesji i skierowałam do kolejnego domostwa. Po kilku domach, w końcu udało mi się znaleźć miłą starszą panią, która udostępniła mi łazienkę. Skorzystałam z niej szybko, przebrałam się w świeże ubrania, poprawiłam fryzurę. Już nie wyglądałam jak wyjęta z grobu.
- Bardzo pani dziękuję – powiedziałam.
- Proszę bardzo. Potrzebowałaś tego i teraz widzę jaka ładna z ciebie dziewczyna. Możesz mi powiedzieć co się stało? – spytała.
Jej postać biła serdecznością, nie mogłam się opanować i opowiedziałam jak tu się znalazłam. Oczywiście nie dokładnie, bo by mnie do wariatkowa wysłała. Powiedziałam, że byłam nieprzytomna i nagle obudziłam się w bunkrze. Nie ma to jak mówienie półprawd.
- Biedne dziecko – stwierdziła kobieta. – A twoi rodzice?
- Jestem sierotą – oznajmiłam beznamiętnie. – Już skończyłam pełnoletność, więc nie potrzebuję opieki. Bardzo dziękuję za udostępnienie łazienki.
Wstałam i lekko się skłoniłam. Kiedy kobieta to zobaczyła oczy jej się rozszerzyły.
- Zrobiłam coś nie tak? – spytałam zmartwiona.
- Nie kochanie – odparła. – Już dawno nie widziałam, żeby ktoś się tak żegnał. Skąd ty pochodzisz?
Ugryzłam się w język, żeby nie powiedzieć: ze średniowiecznej Anglii. Choć to także nie do końca prawda. Tak właściwie pochodziłam z Lakoi, państwa w wymiarze Śmietnik, lecz nie mogłam jej tego wszystkiego powiedzieć.
- Z małej wsi niedaleko Warszawy – skłamałam.
- Warszawy.. –zastanowiła się. – Jesteś daleko od domu.
- A gdzie dokładnie jestem? – pełna obaw patrzyłam na zmartwiony i współczujący wyraz twarzy staruszki.
- W Poznaniu – wyszeptała.
Poznań. Legendarne miasto z innego wymiaru. Poznań. Tyle o tym mieście słyszałam.  Tam narodziły się potężne istoty. Tam zaczęła się tradycja, która rozszerzyła się na cały świat. Miasto to było uznawane za potęgę, za państwo samo w sobie.
- W Poznaniu – powtórzyłam.
Starsza kobieta kiwnęła tylko głową, przyglądając mi się. Pewnie myślała, że przeraziłam się myślą odległości od domu. Ja natomiast analizowałam sytuację. Muszę się więcej dowiedzieć na temat tego miasta. Nie lubię być w takiej nieświadomości.
- Gdzie tu jest centrum? – spytałam. Od centrum zaczyna się miasto, żeby poznać miasto, trzeba wpierw poznać jego serce.
- Tu blisko jest przystanek autobusowy, który zawiezie cię na Rondo Rataje. Od Rataj – tłumaczyła – jest niedaleka droga do centrum miasta, a dokładnie to do dzielnicy starego miasta. Wsiądziesz w 12 i wysiądź przy Multikinie. Przejdź na drugą stronę i idź prosto przez deptak. Dojdziesz do Starego Rynku.
- Stary Rynek – wyszeptałam smakują słowa na języku. – Bardzo pani dziękuję, ale muszę już iść. Pójdę na ten Stary Rynek.
- Poczekaj – zatrzymała mnie. Poszła szybko do jakiegoś pomieszczenia. – Proszę – powiedziała wręczając mi pakunek.
Odwinęłam go, a w środku zobaczyłam chleb, pasztet i nóż. Staruszka włożyła mi w dłoń banknot o wartości 50 złotych.
- Nie mogę tego przyjąć – odparłam. W sumie nie potrzebowałam pieniędzy czy też jedzenia. A wydawało mi się, że ta kobieta bardziej ich potrzebuje niż ja.
- Weź tobie są bardziej potrzebne niż mi – zamknęła moją dłoń. – Weź dziecko.
- Dobrze – zgodziłam się. – Bardzo pani dziękuję. Jest pani naprawdę miłą osobą.
- To ja dziękuję tobie. – odpowiedziała.
- Za co?
- Przypomniałaś mi pewną sytuację, o której zapomniałam. – w jej oczach pojawiły się łzy.
Z ciężkim sercem żegnałam kobietę. Postanowiłam jej to wynagrodzić. Całą dobroć, którą mnie obdarzyła. Na jej stole, kiedy mnie odprowadzała zostawiłam małe puzderko. W nim znajdowała się perła z głębinowego morza. Była warta fortunę.
Skierowałam się na przystanek o którym wspominała staruszka. Dostrzegłam go, choć w życiu nie powiedziałabym, że to przystanek. Metalowy dach umieszczony na metalowych kolumnach, kolumny ozdobione ławkami ze sztucznego drewna. To był żart, a nie przystanek. Spojrzałam na rozkład jazdy. Była godzina 19:00. Autobus jechał mi 19:12. Długo nie będę czekała. Oparłam głowę o zimną kolumnę i przymknęłam oczy.
Obudził mnie smród wydobywający się z kogoś ust.
- Zbliż się bardziej, a złamię ci rękę – zagroziłam nie otwierając oczu.
- Patrz jaka groźna – zaśmiał się pijak.
Dotknął mojego ramienia, a raczej ścisnął je z całej siły jaką mu dawał alkohol. Powoli otworzyłam oczy. Miałam je zwężone w szparkę jak u smoka. Robię takie sztuczki, aby przestraszyć właśnie takich śmiałków. Oczywiście, koleś był zbyt pijany, by zwrócić na to uwagę. Wyszarpnęłam rękę pozbawiając równowagi chwiejącego się mężczyzny. Upadł na ziemię, uderzając głową o betonową kostkę, którą wyłożony był przystanek. Przede mną stało jeszcze dwóch opryszków. Z jednej strony miałam ruinę domu, czy też pusty dom, otoczony krzakami. Z drugiej strony ulicę, a za nią stały domki mieszkalne. Co oznaczało małą szansę na świadków. Ucieszyło mnie to, bo lubię pokazywać osobnikom, że wcale nie są tacy silni jak im się wydaje.
- Ty dziwko – krzyknął jeden ze stojących jeszcze mężczyzn. Skrzywiłam się na to wyzwisko. Rzucił się na mnie, zapewne w celu powalenia mnie na ziemię. Odsunęłam się, a mój przeciwnik wylądował tuż obok swojego kolegi. Bardziej niefortunnie uderzył o ziemię, ponieważ zobaczyłam krew. Spojrzałam na trzeciego mężczyznę, czekając na jego reakcję. Człowiekowi rozszerzyły się oczy z przerażenia i uciekł.
- Ciekawi ludzie – stwierdziłam zerkając na leżących obok moich nóg mężczyzn. Jeden z nich zaczął jęczeć.
Westchnęłam tylko. Musiałam się pozbyć nieprzytomnych ludzi, żeby nikt z autobusu ich nie zobaczył. Na moją korzyść nie miałam daleko do krzaków. Chwyciłam jednego za rękę i przeciągnęłam go do najbliższego krzaka, znajdującym się tuż przy przystanku. To samo zrobiłam z drugim człowiekiem. Zadowolona z efektu usiadłam ponownie na ławce.
- Zostawiłem cię tylko na chwilę, a ty już rozrabiasz – usłyszałam głos mojego lubego.
Znajdował się kilka kroków ode mnie. Patrzył na mnie smutnym wzrokiem.
- Czego chcesz? – spytałam wściekła. Choć cieszyłam się, że go widzę. Bardzo się martwiłam o niego.
- Dziś sobie odpuść, jest późno. Zobacz – pokazał na niebo – zrobiło się ciemno. Wszystko pozamykane. Wróć ze mną do bunkru – poprosił.
Musiałam mu przyznać rację. Było ciemno, nic bym nie załatwiła. Poczułam mdłości i poruszenie w brzuchu.
- Dobrze – zgodziłam się niechętnie. Wstałam. Krystian wyciągnął do mnie rękę, a ja ją chwyciłam. Powróciliśmy razem do bunkru.
- Ale skoro mam tu spać, to nie w takich warunkach – oznajmiłam, kiedy znaleźliśmy się w „naszym mieszkaniu”. Wyciągnęłam różdżkę, którą zgarnęłam z jednego świata. Pomyślałam czego pragnę i w miejscu pustego, zimnego pomieszczenia, pojawił się pokój z łóżkiem, szafą, kanapą, fotelami i stolikiem.
- Wiedziałem, że coś takiego zrobisz – stwierdził Krystian.
Usiadł na łóżku i spojrzał się na mnie.  W sumie nadal byłam wściekła, ale jednak nadal na swój chory sposób kochałam tego mężczyznę, czy też jak to sama nazywam, miałam do niego słabość.
- Już mi przeszło – machnęłam ręką. – Miałeś rację. Jestem złą dziewczyną.
- Nie jesteś złą dziewczyną – zaprzeczył. – Masz swoje humorki i tyle.
Przyciągnął mnie do siebie.
- A może się przebierzemy? – zaproponowałam.
- A po co? – roześmiał się Krystian. – Wolę zrobić coś innego.
Uśmiechnęłam się w odpowiedzi. Jak mogłam się na niego gniewać? Jestem czasami taka głupia.
 

17 komentarzy:

  1. Ech, Krystian... Czemu akurat Krystian?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo mi się to imię spodobało :3. Od kryształu :)

      Usuń
    2. Mi też się podoba... I imię, i właściciel. :P
      Ale z kryształem to nigdy mi się nie skojarzyło.

      Usuń
    3. Ooo, właściciel :3
      Ale Krystian, bardzo podobnie brzmi jak Kryształ :)

      Usuń
    4. A dla mnie Krystian brzmi raczej jak bardzo-przystojny-i-inteligentny-facet. :P

      Usuń
    5. No a jaki jest kryształ? :)

      Usuń
  2. to jendak mieszkam w tak potężnym mieście?wow:D i nadal uparcie wolę Wrocław?hańba!:D
    bunkry...tak..bunkry tez są...:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak mieszkasz w tak potężnym mieście XD.
      Bunkrów jest sporo. Chodziłam po nich blisko mojego domu. A raczej w nich. Strasznie tam zimno XD.

      Usuń
  3. W sumie miała szczęście, pukając o drzwi do drzwi, wiem, że dałaby sobie radę, ale zwróciłaby na siebie uwagę. Czasem dobroć ludzi jest nieoceniona.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miała spore szczęście, ale sama chodziłam od domu do domu i wiem, jak mniej więcej zachowują się ludzie, kiedy otwierają osobie, która o coś prosi :)

      Usuń
  4. O tak, ja też często gniewam się bez powodu. Bez sensu, ale już tak mam :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Zawsze jesteś głupia, Mario. Nie wiem, jak Krystek z nią wytrzymuje, naprawdę.

    OdpowiedzUsuń