środa, 17 kwietnia 2013

Wrak

Jego przybycie nigdy nie jest do przewidzenia. Pojawia się nagle znikąd. Tym razem najpierw usłyszałam jego głos.
- Zniszczyłem cię. - zabrzmiało szyderstwo tuż obok mojego ucha.
Wystraszyłam się, jednak nie dałam tego po sobie poznać. Spodziewałam się jego wizyty. W końcu rzuciłam mu wyzwanie. Biorąc głęboki oddech odwróciłam się w stronę właściciela szyderczego głosu. Kiedy pierwszy raz go widziałam wyglądał mizernie. Pryszcze miały własne pryszcze, był wychudzony, szary. Aktualnie był górą mięśni. Przez ostatnie miesiące urósł. Jego ciało nabrało masy. Twarz zdobił złośliwy uśmiech, w oczach szerzyła się pogarda pomieszana z szarością. Stał przede mną zupełnie wyluzowany. Pech. Oto jak się zmienił.
Nie lubiłam jego wizyt, wolałam już Rzeczywistość. Co prawda także wpadał niespodziewanie, ale z nim dało się walczyć normalnie. Zawsze wiedziałam czego chcę i miałam swoje argumenty przeciwko niemu. W przypadku Pecha zaś rozmowy wyglądały inaczej. Pech na ogół gniótł mnie swoimi wypowiedziami. Przy nim musiałam oszukiwać. Może oszukiwanie jest złe, ale w przypadku Pecha nie da się inaczej. Trzeba tworzyć iluzje, udawać, że to co mówi nie jest prawdą, mimo, że jest. Należy oszukać umysł, karmić się złudzeniem, że jest dobrze. Inaczej się przegra. Choć już i tak się przegrywa, kiedy przybywa Pech.
- Jeszcze żyję. - odpowiedziałam cicho.
Powróciłam do robienia herbaty. Usłyszałam jak Pech się śmieje i siada na taborecie.
- Śmieszysz mnie swoją naiwnością. - odparł. - Kiedy do ciebie dotrze, że przegrałaś?
Nie odpowiedziałam od razu. Zalałam herbatę, po krótkim zastanowieniu zalałam drugi kubek. Wzięłam oba. Jeden postawiłam przed sobą, zaś drugi przed pechem.
- I tu się mylisz. - podniosłam wzrok. W moich oczach była determinacja. - Jeszcze żyję, a póki żyję jest mam szansę na wygraną.
- Jesteś wrakiem. - wytknął mi Pech.
Wzrok skierowałam na herbatę. Przed oczami pojawiły się obrazy z ostatnich miesięcy. Powoli umierałam. Wiedziałam o tym. Z mojego ciała uciekała życiodajna energia. Funkcjonowałam na minimalnym biegu, byle tylko wypełniać podstawowe rzeczy. Choć czasami i na to nie miałam ochoty. Miał rację, miał całkowitą rację, ale mimo tego musiałam się postawić. Może i jestem wrakiem, ale za to jestem upartym wrakiem.
- Z wraka powstają czasami ciekawe rzeczy. - stwierdziłam podnosząc przy okazji wzrok.
Na ustach Pecha czaił się sarkastyczny uśmiech. Nabijał się ze mnie. Wiedziałam to doskonale. Nie byłam godnym jego przeciwnikiem. Niszczył mnie swoją wielkością.
- Zabawna jesteś. - na potwierdzenie swoich słów zaśmiał się. Skrzywiłam się, bowiem w tym śmiechu słychać było wyśmiewanie, jakby nagle pojawili się u mnie ludzie, którzy pokazywali na mnie palcami. Nie zerknęłam na boki, mimo ogromnej ochoty. Patrzyłam się bezpośrednio na Pecha.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się lekko. Ten uśmiech kosztował mnie sporo energii. Nie chciałam poddać się bez walki, nie chciałam pokazać, że jestem słaba.
Pech przestał się śmiać i spojrzał się z powrotem na mnie.
- Przestań się karmić złudzeniami i pogódź się z porażką. - polecił z uśmiechem, przez moment można było go uznać za serdeczny. To mylne wrażenie. - Przegrałaś, przegrałaś na całej linii. Twoi kompani wyciągali do ciebie liny ratunkowe, które tak pięknie odrzucałaś. - uśmiechnął się. - Poddaj się.
W moim umyśle powstał chaos. Z jednej strony chciałam mieć to za sobą, poddać się tak jak mi każe Pech, lecz z drugiej strony, coś w środku mnie nie pozwalało mi przegrać, podjudzało moje obumarłe komórki. Próbowałam zapanować nad bałaganem w głowie, jednak nic z tego nie wyszło. Musiałam działać na instynkt.
- Będę się karmić złudzeniami. - rzekłam powoli wstając. - Będę wrakiem, który kiedyś cię pokona.
- Nie bądź śmieszna. - złapał mnie za rękę. Poczułam żelazny uścisk. Zbliżył swoją twarz do mojej. - Poddaj się. - Jego oddech pachniał stęchlizną, pleśnią, kurzem i innymi podobnymi dodatkami. Odsunęłam twarz, zakrywając wolną dłonią nos.
- Jestem śmieszna, dziecinna i żałosna. - wyszarpnęłam swoją rękę. Dumnie spojrzałam na Pecha. - Jednak nigdy się nie poddam. Nigdy. - podkreśliłam ostatnie słowo.
- Ściągasz to samo na swoich najbliższych. - powiedział okrutnie Pech.
- Będę ich bronić, oddając to co mi zostało. - odpowiedziałam.
- Ty nic nie masz. - zaśmiał się.
- Mam. - zaprzeczyłam. - Jestem człowiekiem. Człowiek potrafi wykrzesać z siebie o wiele więcej niż posiada. Więc mam tego dużo.
Pechy tylko uśmiechnął się pobłażliwie w odpowiedzi. Bez słowa wyszedł z kuchni, a ja bez sił opadłam na taboret. Głowę położyłam na stole. Czułam się taka zmęczona, chciałam zasnąć, jednak nie mogłam sobie na to pozwolić. Wstałam.
- Sobie już nie pomogę, ale mogę pomóc innym. - powiedziałam to powietrzu, które mnie otaczało. Po części się poddałam. Postanowiłam porzucić siebie na rzecz innych. Jednak jestem wrakiem.

4 komentarze: